Przejdźmy zatem do rzeczy.
Twierdziłeś na początku, że nazw własnych nie należy przekładać. Jako przykład nazwy, która powinna pozostać w oryginale, podawałeś chociażby słowo "Keeper".
Na szczęście, w jakiś cudowny sposób udało nam się zmienić twoje zdanie. Stwierdziłeś bowiem, że - owszem - można przekładać nazwy własne, ale jedynie wtedy, gdy mają - jak to ująłeś - jednoznaczne odpowiedniki w języku polskim. Wedle twojej teorii zabronione jest zatem:
a) przekładanie nazw, które nie mają swojego jednoznacznego odpowiednika w języku polskim;
b) tworzenie dla oryginalnego słowa odpowiednika polskiego, który nie byłby jednoznacznym (czyli możliwie dosłownym) przekładem danego wyrazu.
Jak należy to rozumieć? Jednoznaczny polski odpowiednik mają jedynie te wyrazy angielskie, które znajdują się w słowniku angielsko-polskim (najlepszym z możliwych). Przekład wyrazu angielskiego, którego nie ma w słowniku angielsko-polskim, zawsze wiąże się z dokonaniem jakiegoś wyboru przez tłumacza. Translator nie odnajduje więc jednoznacznego odpowiednika wedle obiektywnych kryteriów, ale dobiera lub tworzy taki wyraz, który jest - zgodnie z jego opinią - najbliższy wyrazowi oryginalnemu. Na wybór tego wyrazu ma wpływ wiele czynników: gramatyka języka polskiego, kontekst oryginalnego wyrazu, jego konotacje i denotacje etc.
Na czym zatem polega praca tłumacza? Otóż według ciebie, Garrecie, polega ona na odnajdywaniu jednoznacznych odpowiedników dla słów oryginalnych. Takie twierdzenie jest (po pierwsze) idiotyczne i (po drugie) stanowi obrazę dla każdego utalentowanego tłumacza. Dlaczego? Albowiem sprowadza go do roli zwykłej maszyny, która wertuje tylko słownik w poszukiwaniu jednoznacznych odpowiedników oryginalnych wyrazów. Powiem ci zatem, Garrecie, że praca tłumacza polega na czymś zupełnie innym. Nie każdy może być tłumaczem. Do tego potrzeba nie tylko wiedzy, ale i talentu.
Translacja to kolejne dziedzina, w której komputery przegrywają z człowiekiem. Gdyby zadaniem tłumacza było odnaleźć jednoznaczny odpowiednik jakiegoś wyrazu, to równie dobrze mogłaby się tym zająć maszyna. Ale automatyczne translatory nie nadają się w gruncie rzeczy do tłumaczeń. Wszyscy o tym dobrze wiemy z doświadczenia.
Jednoznaczność?! To słowo zabronione w naukach filologicznych. Tam, gdzie pojawia się język, pojawia się też wieloznaczność - tej podstawowej prawdy uczą już na pierwszych zajęciach teorii języka i teorii przekładu. I to zadaniem człowieka jest dokonywanie wyboru tego jednego jedynego wyrazu spośród kliku lub kilkunastu dopuszczalnych możliwości. "Keeper" jako Szafarz? Jako Opiekun? Jako Strażnik? Komputer nie rozwiąże tego problemu. Albo inaczej: rozwiąze go w ten sposób, że znajdzie jednoznaczny odpowiednik słowa "Keeper" w języku polskim. Postępując więc zgodnie z twoimi zaleceniami, Garrecie, należałoby przełożyć "Keeper" jako "Dozorca". To właśnie jednoznaczny odpowiednik, który znajduje się nawet w słowniku angielsko-polskim.
Wedle twojej teorii, Garrecie, "Keeper" jest nazwą własną, którą należy przełożyć, albowiem ma jednoznaczny odpowiednik w języku polskim! Oto, do czego doprowadziła cię twoja teoria: sam sobie zaprzeczyłeś. Ale czy nam odpowiada słowo "Dozorca"? Nie! My szukamy innego słowa. Nie podoba nam się jednoznaczny odpowiednik, którego ty jesteś orędownikiem. Nie zauważasz bowiem wszystkich czynników, które mają wpływ na wybór danego wyrazu jako najlepszego (a nie - jak ty chcesz - jednoznacznego) odpowiednika wyrazu oryginalnego. Przejrzyj w końcu na oczy.
Prawie żaden wyraz angielski nie ma jeznoznacznego odpowiednika w języku polskim. Zajrzyj do słownika angielsko-polskiego. Zwykły wyraz "down" ma kilkadziesiąt różnych odpowiedników w języku polskim! I wiele czynników decyduje o wyborze danego odpowiednika w przekładzie. Jeśli jakiś wyraz można przełożyć na kilka różnych sposóbów, to już nie ma mowy o żadnych jednoznacznych odpowiednikach. Sam napisałeś, że "Worms Tongue" to może być "Oślizgły/Nieludzki/Okropny/Smoczy/Robaczy/Żmijowy Język". Który z tych wyrazów jest zatem jednoznacznym odpowiednikiem? Żaden. Pojąłeś w końcu? I sam napisałeś, że "Żmijowy Język" bardziej ci odpowiada niż "Smoczy Język". Mamy więc dwie możliwości przekładu. Ani nazwa oryginalna, ani jej polski odpowiednik nie są więc jednoznaczne. Znowu sam sobie zaprzeczyłeś. Możliwość wyboru wyklucza bowiem jakąkolwiek jednoznaczność.
O błędności twojego rozumowania świadczą także dziesiątki książek i list dyskusyjnych, które roztrząsają problemy przekładu. O czymże oni dyskutują, skoro - według ciebie - nie ma żadnych problemów i wystarczy odnaleźć jednoznaczny odpowiednik jakiegoś oryginalnego wyrazu? Czyżby wszyscy ci tłumacze, autorzy książek i profesorowie nie mieli porządnego słownika angielsko-polskiego? Każda nowa ksiązka o przekładzie, każde nowe pytanie na listach dyskusyjnych obnaża absurdalność twojej teorii.
Co więcej: dlaczego wciąż pojawiają się nowe przekłady tych samych książek? Przecież jednoznaczny odpowiednik danego wyrazu oryginalnego może być - jak sama nazwa wskazuje - tylko jeden! W ten sposób każdy nowy przekład Szekspira również obnaża absurdalność twojej teorii. Fakt, że po tłumaczeniu Skibiniewskiej powstał nowy przekład Łozińskiego, w którym zmiemiły się też tłumaczenia nazw własnych, jest kolejnym potwierdzeniem faktu, że nie powinno się mówić o przekładzie tylko tych angielskich nazw własnych, które mają jednoznaczne odpowiedniki w języku polskim. No bo jak jakiś wyraz angielski może mieć jednoznaczny odpowiednik w języku polskim, skoro każdy z tłumaczy inaczej go przekłada?! Praktyka translatorska zupełnie przeczy twojej wydumanej teorii. Dodajmy tylko, że już wiele stron temu pisałem o przekładach Barańczaka, które nie polegają bynajmniej na odnajdywaniu jakiegoś jednoznacznego odpowiednika polskiego dla angielskiej nazwy własnej.
Jakbyś, Garrecie, przełożył np. nazwę "Bottom" ze "Snu nocy letniej"? A przypomnę, że można tę nazwę przekładać, albowiem - wedle twojej teorii - ma ona jednoznaczny odpowiednik w języku polskim. Znajdziesz go w każdym słowniku. Podstawowe znacznie "bottom" to bowiem "spód". Niemniej jednak "Bottom" to u Barańczaka "Podszewka". Decyduje o tym wiele czynników: a) semantyczna wierność sensom - głównym i pobocznym - dającym się odczytać w nazwiskach znaczących u Szekpira, b) prawdopodobieństwo brzmienia jako polskiego nazwiska, c) plebejskość (zawód: krawiec), d) operatywność z punktu widzenia wymowy, fleksji i składni, e) zabawność. Wedle twojej teorii należałoby te względy odrzucić i przełożyć "Bottom" jako "Spód" (bo to przecież - by użyć twojej nomenklatury - jednoznaczny odpowiednik). Gratuluję. Byłbyś wyśmienitym tłumaczem.
Wróćmy na chwilę do Tolkiena.
Najpierw twierdziłeś, że "Guides to the names in The Lord of the Ring" nie jest tekstem Tolkiena. Udowodniłem ci jednak, że to nieprawda.
Potem twierdziłeś z kolei, że to nie jest tekst skierowany do tłumaczy, którzy przekładają "Władcę Pierścieni" na inne języki (np. polski), ale tekst o tym, jak przekładać nazwy ze Wspólnej Mowy na język angielski (sic!). I znowu udowodniłem ci (używając cytatów z tekstu), że bredzisz i nie rozumiesz słowa pisanego w języku angielskim.
Potem znowuż dowodziłeś, że Wspólna Mowa to nie jest we "Władcy Pierścieni" język angielski. I znowu się wygłupiłeś. Pokazałem ci bowiem (znowu przytaczając cytaty), że Tolkien utożsamiał (znak równości) w swoich książkach angielszczyznę ze Wspólną Mową. Zacząłeś więc twierdzić, że - tutaj cytuję dosłownie - "Wspólna Mowa jest językiem angielskim, ale nie do końca"... Śmieszne.
I teraz z kolei mydlisz nam oczy, prezentując quasi-wykład o jęzkach u Tolkiena. Oczywiście, że u Tolkiena jest kilka języków. Przecież sam pisałem już o tym wiele razy. I nie powinno się przekładać nazw z żadnego języka u Tolkiena. Jedynym wyjątkiem są nazwy ze Wspólnej Mowy. Należy je przekładać, gdy powstaje np. polskie tłumaczenie "Władcy Pierścieni". Tak twierdzi Tolkien: "The language of translation now replaces English as the equivalent of the Common Speech; the names in English form should therefore be translated into the other language according to their meaning (as closely as possible)". Na oddanie Wspólnej Mowy wybrał Tolkien język angielski.
I pozwól, że zapytam: dlaczego ktoś przełożył "Common Speech" jako "Wspólna Mowa"? Przecież to nie jest jednoznaczny odpowiednik. Równie dobrze mogłoby to być przełożone jako "Powszechna Mowa", "Zwykła Mowa", "Powszechny Język", "Wspólny Język" etc. Zarówno słowo "speech", jak i słowo "common" mają kilka różnych odpowiedników w języku polskim. To kolejny przykład na to, że twoja teoria jest do niczego.
Gdybanie zostaw na później. Już napisałem, że przekładamy tylko nazwy w języku angielskim (= we Wspólnej Mowie). Tolkien nie oddaje natomiast języka elfów przy pomocy angielszczyzny. Przekładamy także angielskie neologizmy, bo - wbrew temu, co gadasz - istnieją neologizmy danego języka. Chyba potrafisz powiedzieć z jakich języków pochodzą te dwa neologizmy: "niedowcielenie", "Baggins", albowiem każdy z nich zawiera dobrze znane użytkownikom danego języka cząstki (np. "wcielenie", "bag"). Wyrazy "aira", "almaarea" nie zawierają nic znajomego dla użytkowników języka angielskiego. Pojąłeś?Przecież Tolkien stworzył całą gramatykę tego języka, poprostu stworzył język. Dlaczego taki słów jak "minas", "aira", "almaarea" nie tłumaczymy?? Przecież znamy ich znaczenie...
Bo Tolkien napisał, że tego nie chce.... To prawda, ale gdyby tego nie napisał?
Przykro mi to powiedzieć, ale jest to chyba najgłupszy z wszystkich twoich dotychczasowych argumentów w całym wątku. Tolkien wyjaśnia, jak tłumaczyć poszczególne nazwy, bo nie chce, żeby ktoś dokonał ich tłumaczenia?! To niby na tej zasadzie: morderca wyjaśnia mi, jak najlepiej zabić człowieka, żebym nikogo nie zabił... Ależ był sprytny ten profesor! Wydaje mi się, że troszkę obrażasz Tolkiena i robisz ze zwykłego tekstu eseistycznego jakąś palinodię. Po co Tolkien pisał przy niektórych nazwach: "Translate by sense"? Po to, żeby ich nie przekładać? Wszystko z tobą w porządku, Garrecie?Tolkien nie chce abyś TY czy KTOŚ INNY je tłumaczył, dlatego właśnie daje ci pełną instrukcję jak masz to zrobić !!!!!!!
Nie karze Ci tłymaczyć, tylko mówi to ma wyglądać tak, a to tak, a to co Ci nie powiedziałem nie masz dotykać!
Tak, robię to, co kazał Tolkien: przekładam - gdybym był tłumaczem "Władcy Pierścieni" - nazwy, które on kazał przekładać (np. "Dark Lord, Dark Power. Translate" albo "Fairbairns, Translate"), i nie przekładam nazw, których nie kazał przekładać (np. "Hobbit. Do not translate"), albowiem nie pochodzą ze Wspólnej Mowy (= nie maja wiele wspólnego z jakąkolwiek postacią języka angielskiego).Ty nic nie tłumaczysz tylko robisz to co Tolkien Ci kazał, abyś czasem nie wlanoł jakiegoś zawietrznika...
Ale jaja. Przecież to ty twierdziłeś, że tekst "Guide to the Names in The Lord of the Rings" polega na tłumaczeniu nazw ze Wspólnej Mowy na język angielski! Ja natomiast twierdziłem, że jest to zbiór instrukcji dla tłumaczy, którzy przekładają "Władcę Pierścieni" na inne języki. Wreszcie przyznałeś mi rację! A może jednak coś ci się pomyliło? Bo nie wierszę, żebyś się ze mną zgadzał.To nie jest tłumaczenie tylko instrukcje!!!
Jeżeli ja Ci powiem, że masz "winder" przetłumaczyć jako "łapacz wiatru" to czy Ty to nazywasz tłumaczeniem....???
Dokładnie. Pisałem już o tym wielokrotnie, teraz i wcześniej. Przełożone mają być tylko nazwy ze Wspólnej Mowy. Lepiej cofnij się o klika wypowiedzi i sprawdź, co pisałem. Nie rozumiem, dlaczego powtarzasz to, co ja powiedziałem. Z tobą jest rzeczywiście coraz gorzej. Skoro zgadzasz się, że nazwy ze Wspólnej Mowy (np. "Baggins") mają być przełożone, to znowu przeczysz samemu sobie.To jest pierwsza kwestia... Druga natomiast tyczy się tego iż nie są to wszystkie nazwy ze Wspólnej Mowy i nie tylko.
To jest tylko niewielka część, którą Tolkien chciał aby znalazły swoje odpowiedniki w innych językach. Natomiast reszta (i nie tylko z języka elfów, czarnej mowy, ale również i ze wsólnej mowy) ma zostać nietknięta!! To są słowa Tolkiena!!!
Zacytuję Tolkiena:Tolkien nie mówi abyś przekładał te słowa tylko daje instrukcje jaki powinien być jego odpowiednik w innym języku, a innych nie masz tykać.
Fairbairns, Translate.
A wiesz, że "Translate" to tutaj bezokolicznikowy tryb rozkazujący, który oznacza: "Przekładać/Tłumaczyć"? I wcale nie twierdzę, że to ja mam przekładać! Ma to robić każdy tłumacz "Władcy Pierścieni". Co ty bredzisz, Garrecie? Tolkien każe przekładać, ale zarazem nie każe przekładać?! Opamiętaj się, bo zaczynam się martwić o stan twojego umysłu.
Słusznego? Przecież obalam wszystkie twoje fanaberie, a ty powtarzasz moje słowa, gubisz się całkowicie w argumentacji, mieszasz się, plątasz, nie wiesz już sam, co mówisz. Pora zatroszczyć się o własny honor, Garrecie.Ty trwasz przy swoim, może dlatego, że niechcesz się przyznać, że jest to złe, a może poprostu tak dziwnie myślisz.
I ja też nie zmienie mojego słusznego stanowiska.
Buhaha... Tolkien nie chce, aby oryginalne nazwy własne ze Wspólnej Mowy były tłumaczone, ale zarazem instruuje tłumaczy, jak mają znaleźć ich odpowiedniki w danym języku?! Buhaha... Ty masz białą gorączkę, Garrecie?Tak samo Tolkien myślał, że nazwy własne nie powinny być tłumaczone (te, które nie mają jednoznaczego odpowiednika, bo będziesz się czepiał, że co chwilę zmieniam zdanie). Dlatego jako autor tych słów uznał, że jednak niektóre będą trudne do jakiegokolwiek odgadnięcia ich znaczenia i powinny znaleźć swój odpowiednik.
Dlatego właśnie dał taką instrukcję dla tłumaczy, aby znaleźli odpowiedniki tych słów których on chce.
Dziękuję za uznanie. Mnie również nader miło się dyskutuje.Ale jestem zadowolony, że przeprowadziłem taką wspaniałą dyskusję z tak wspaniałym człowiekiem jakim jest Bukary (no i trochę uparym ;-) ) i poznałem człowieka z zespołu tłumaczy CD-Projekt'u.
Nie wykręcaj się! Już za późno na szczęśliwe zakończenie...Temat pozostaje nadal otwarty, ale dyskusja ta zabiera mi zbut dużo czasu. Dlatego będe się odzywał tylko jak pojawią się nowe argumenty, a nie stare przekręty (he... fajnie to brzmi)