Była muzyka teraz czas na film

Zajrzyj tutaj, jeśli masz ochotę pogawędzić, poplotkować i wtrącić swoje trzy grosze do dyskusji na tematy niemające wiele wspólnego z Thiefem.

Moderator: Bruce

Jakie gatunki filmów preferujesz?

Komedie
25
21%
Wojenne
13
11%
Trillery
6
5%
Horrory
38
31%
Przygodowe
6
5%
Dramaty
12
10%
Obyczaje
0
Brak głosów
Romansy :P
1
1%
Opery mydlane :]
1
1%
Inne
19
16%
 
Liczba głosów: 121

Awatar użytkownika
Marcin.B.Black
Paser
Posty: 184
Rejestracja: 01 sierpnia 2010, 16:41

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: Marcin.B.Black »

Niedawno pojawił się trailer czwartej części Matrixa.



Mam dość mieszane uczucia, głównie ze względu na brak tej charakterystycznej palety kolorów (zielony, brązowy, bladoniebieski) z poprzednich części. Po fragmentach to trochę wygląda jak John Wick z super mocami, zaś kolorystyka to taki typowy hollywoodzki blockbuster z wybuchami. Dziwnie się też ogląda Morfeusza, który jest grany przez kogoś innego niż Lawrence Fishburne. Trochę szkoda, bo to jednak jedna postaci, która stanowi o jakości Matrixa. To, że czwórka (reboot?) nie będzie tak dobra jak pierwowzór to oczywiste, ale jeśli film będzie co najmniej taki jak np. Reaktywacja albo choć trochę lepszy, to będzie już coś.
Co o tym myślicie?
"Some people in the City are just too rich for their own good... lucky they have me to give them a hand".

https://www.deviantart.com/marcinbblack
https://www.youtube.com/channel/UCnL6k1 ... XeCGfP7UWA
Awatar użytkownika
Leming
Złodziej
Posty: 2561
Rejestracja: 17 stycznia 2005, 10:16
Lokalizacja: Statua postępu

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: Leming »

Od pierwszej zapowiedzi minęło 9 lat, ale chyba warto było.

Magnaci i czarodzieje
Kupię Azjatkę - najlepiej Japonkę (może być używana)

Suma całkowitej ilości Informacji we Wszechświecie jest stała i jest równa 0 (zero)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5120
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Nadrobiłem Diunę. Moim osobistym szczęściem jest fakt, że książkę czytałem jakieś 15 lat temu i niewiele z niej pamiętam… a i sama mnie nie porwała, więc oczekiwań za dużych nie miałem. Mimo to w trakcie seansu wciąż mi siedział z tyłu głowy złośliwy troll i podpowiadał: "na pewno w książce było inaczej!". Hehe, na szczęście nie pamiętam, jak było :P

Dlatego nie oceniam filmu pod kątem poprawności do detali oryginału, np. tego że komuś zmienili płeć, kolor skóry, charakter.
Niemniej nie sposób zignorować daty publikacji Diuny i jej dziedzictwa, aby jakoś ustosunkować się w odbiorze.

Bardzo mi zaimponowała scenografia, która udanie łączy w sobie oldskulowe, ciężkie SF pełne kanciastych brył, płaskich powierzchni i bardzo surowych form. Osobiście bardzo mi się to podoba i wydaje mi się pasować do ogólnej koncepcji diunowej przyszłości... będącej owocem wyobrażeń lat '60.

Muzyka miała w sobie kilka bardzo dobrych motywów, które perfekcyjnie oddawały właściwy klimat całości i cieszę się, że nie starano się tutaj dokonać jakiejś niezdrowej, wymuszonej rewolucji... wstawiając w miejsce folkowych/arabskich klimatów... nie wiem... dubstepu xD Owszem, niekoniecznie chciałbym kupić płytę z OSTem, ale na pewno to i owo dorzucę sobie do playlist na YT. Kurczę... może by się przydał jakiś motyw przewodni, coś bardzo różnicującego?

Fabuła... tutaj nie wiem, jak to opisać... gdyż chwalenie pomysłu z tak popularnej książki to trochę otwieranie drzwi otwartych. Tam i w filmie jest to ciekawy pomysł i cała alegoria kolonializmu również bardzo do mnie przemawiała. Trochę gorzej przedstawiała się już realizacja ukazanego epizodu. Choć samo tempo filmu nie jest tak strasznie szybkie, jak w wielu innych takich produkcjach, to wciąż rozmach i waga przedstawionych wydarzeń niewspółmiernie zostały skrócone do objętości filmu. Wiem, że to wymóg niejako fizyczny, gdyż film nie może trwać w nieskończoność. Niemniej cierpiała na tym cała kwestia militarna, a obyczajową (budującą klimat) też trzeba było streścić. Reżyser i scenarzysta i tak dokonali wiele: pomimo de facto szczątkowego ukazania charakteru Leto i jego rodu, czy też warunków życia na Arrakis, to w sumie bez problemu dopowiedziałem sobie w głowie to, czego nie widziałem na ekranie. Zatem tutaj... i tak jest nieźle.

Klimat to rzecz najbardziej względna w odbiorze całości, więc opiszę go w dwóch sferach: klimat szerokorozumianej „pustynnej fantastyki” był bardzo fajny i działał. Dawało to sporo inspiracji i pozwalało poczuć „ciepło”, choć też może bez jakiegoś uniesienia.
Natomiast klimat przekazu i treści (język bohaterów, ich zachowanie)… były ambiwalentnie irytujące i porządne. Spora pompatyczność i patetyzm? Zgodny z oryginałem, o ile pamiętam, a i charakterem dzieła. Wszak to opowieść o wielkich rodach (nadludziach) i ich niezrozumiałych dla plebsu intrygach. O strategiach sięgających wielu pokoleń wprzód. Czy miło się tego słuchało? Umiarkowanie. Wyczuwałem wiele sztuczności i hollywoodzkiej sztywności… która mi nie przeszkadzała np. we Władcy Pierścieni… zatem może teraz brakuje mi obiektywizmu…
W każdym razie, bardzo rozwlekały wszystko wizje Paula. Tutaj coś mi świta, że w książce też tak było… i może dlatego mnie odrzuciła. Ale długie, cenne minuty traciliśmy na powtarzające się omamy i proroctwa głównego bohatera, które po prostu zaczynały nudzić i nieco odstawać (moim zdaniem) od nastroju aktualnej sceny. Przyznaję otwarcie, że to powinno pasować do Diuny jako takiej. Ale w filmie po prostu mnie to nużyło.

Gra aktorska… była poprawna. Ok… zgodna z duchem współczesnego kina, gdzie postacie dużo szeptają (to irytujące), mają raczej ograniczony repertuar mimiki twarzy. Szału brak, obiekcji też w sumie brak.
Z detali, to bardzo nie podobała mi się bitwa. Była krótka, nielogiczna i de facto gdyby nie dosłownie kilka gadżetów SF, to pod kątem taktycznym byłaby to bójka jaskiniowców. Domyślam się, że mogło to wyglądać podobnie w oryginale (coś mi tak świta), ale to nie zmienia faktu, że po prostu byłem rozczarowany, widząc zastępy elitarnych wojowników, którzy po prostu swobodnie wybiegają w tłumie na siebie i naparzają. Sam pokaz fechtunku również niezbyt mnie pociągnął, gdyż pomimo błyskotliwej zręczności bohaterów, to wciąż widziałem typowy problem scen walki, gdzie elitarni przeciwnicy działają w sumie całkiem zwyczajnie w starciu z herosem, a także czekają w kolejce, aby dać się mu zmasakrować. Nie zrobił na mnie wrażenia arsenał pokazany w filmie, nie czułem specjalnego żalu wobec umierających. To wszystko było… takie nieszczere. I za krótkie. I za szybko.
Zatem jeśli to zgodne z oryginałem, to fan może pochwali. Mnie rozczarowało, tak samo jak naiwność zdrajcy, który kompletnie nie miał chyba głowy wierząc, że brutalny tyran dotrzyma słowa. To znaczy… dotrzymał. Ale czy tak sobie to wyobrażał doktor? I jaki cudem Leto Atryla mógł nie wiedzieć, że żona jego osobistego lekarza jest w harkonneńskiej niewoli? Przecież nie trzeba być głową galaktycznego rodu, aby obawiać się o jego lojalność.
Swoją drogą dostęp do systemów bezpieczeństwa też został chyba umieszczony na facebooku, skoro wystarczył jeden zdrajca, aby wszystko wyłączyć.

Podsumowując, Diuna całkiem mi się podobała i stanowi fajne źródło inspiracji. Twórcy mieli niełatwe zadanie, aby przenieść prawie sześćdziesięcioletnia powieść do XXI wieku i w wielu aspektach dali radę. Ani nie było wchodzenie w cztery litery starym fanom, ani prosty filmik pełen wybuchów i pocałunków, mający usatysfakcjonować kogoś mającego całkowicie gdzieś przekaz. Fajnie to wyśrodkowano, fajnie też ukazano. Jednak do miana filmu „genialnego” lub po prostu „porywającego” trochę tutaj brakowało… jakiegoś pazura. W aktorstwie? W dialogach?
Obrazek
Awatar użytkownika
peter_spy
Złodziej
Posty: 2547
Rejestracja: 14 września 2002, 22:31
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: peter_spy »

Do D. Villeneuve nieco straciłem zaufanie po reanimacji łowcy androidów, bo o ile wizualnie był świetnie, o tyle fabularnie i scenariuszowo miałki, właśnie bez żadnego charakteru. Tak jakby głównym zadaniem było nie obrazić fanów pierwowzoru. Z Diuną teoretycznie miał łatwiej, bo pierwowzór Lyncha jest uznawany za pośmiewisko. Chętnie obejrzę, ale raczej na rzutniku i na kanapie, niż w kinie.
Awatar użytkownika
darkonia
Mechanista
Posty: 394
Rejestracja: 04 lipca 2011, 20:57

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: darkonia »

https://www.filmweb.pl/news/Z%C5%82ote+ ... isa-145407

Już widzę dla siebie listę filmów do obejrzenia :D .
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5120
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Marcin.B.Black pisze: 23 września 2021, 12:43 Niedawno pojawił się trailer czwartej części Matrixa.



Mam dość mieszane uczucia, głównie ze względu na brak tej charakterystycznej palety kolorów (zielony, brązowy, bladoniebieski) z poprzednich części. Po fragmentach to trochę wygląda jak John Wick z super mocami, zaś kolorystyka to taki typowy hollywoodzki blockbuster z wybuchami. Dziwnie się też ogląda Morfeusza, który jest grany przez kogoś innego niż Lawrence Fishburne. Trochę szkoda, bo to jednak jedna postaci, która stanowi o jakości Matrixa. To, że czwórka (reboot?) nie będzie tak dobra jak pierwowzór to oczywiste, ale jeśli film będzie co najmniej taki jak np. Reaktywacja albo choć trochę lepszy, to będzie już coś.
Co o tym myślicie?
Och, zapomniałem napisać, a teraz musztarda po obiedzie.

Film... gdyby był po prostu jakimś randomowym SF o spisku i fajnych walkach, byłoby nawet ok, takie 6/10. Ale z racji, że jest to Matrix, który z premedytacją czerpie z poprzednich części (wyszydza je) i wręcz kopiuje niektóre sceny 1:1;, to jak dla mnie 4/10 maksymalnie. Przegadany, chaotyczne sceny walki, brak zapierających dech w piersiach nowości, a to była specjalność Matrixa. Do tego irytująca centralizacja uwagi na boskość boskiego Keanu oraz wątek miłosny Neo x Trinity całkowicie przesłonił sens tej serii, która mówiła o spisku, życiu w symulacji i trudnych wyborach między wygodnym kłamstwem , a bolesną prawdą. Jak już Marcin wspomniał, nie ma też charakterystycznego filtru. Zatem klimat leży. Muzycznie bez szału.
Jeden plus, to nastąpiła pewna aktualizacja świata. W jedynce Neo był biednym programistą. Tutaj programuje gry komputerowe w wielkim korpo, a Matrix musiał rzucić ludzkości trochę marchewki, aby spełnić obietnice wyborcze.

Scena pościgu na autostradzie - nie do przebicia, jak widać.
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2420
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: Hadrian »

SPIDIvonMARDER pisze: 17 stycznia 2022, 22:19 Nadrobiłem Diunę. Moim osobistym szczęściem jest fakt, że książkę czytałem jakieś 15 lat temu i niewiele z niej pamiętam… a i sama mnie nie porwała, więc oczekiwań za dużych nie miałem.
Problem z Diuną niestety na tym, że jej rewolucyjność w pełni objawia się dopiero w dwóch następnych tomach. A niestety większość czytelników zatrzymuje się jedynie na pierwszym, uważanym za najważniejszym, ale nie rozwijającym tych kluczowych wątków i motywów. Przez to, że są nie są jeszcze wystarczająco zaakcentowane, można uznać "Diunę" z 1965 za zwyczajną powieść o dojrzewaniu młodego bohatera do roli przywódcy, dzieło w którym kilka kultowych motywów zostało potem następnie przetworzonych (w Gwiezdnych Wojnach chociażby) tak, że kto nie przeczytał oryginalnej Diuny nawet nie będzie o tym nawet wiedział.

Villeneuve starał się jak mógł by zrobić w filmie podbudowę pod przede wszystkim wymowę antymesjanistyczną i antyreligijną. Motyw Missionaria Protectiva (rozsiewanie przez Bene Gesserit na własny użytek religijnych przesądów i fałszywych na zacofanych, w tym wśród Fremenów na tytułowej Arrakis) był już obecny w "Diunie", także motyw dżihadu, czyli tego, że działania głównego bohatera doprowadzają ostatecznie do śmierci 71 miliardów istnień w galaktyce. A już za sam fakt, że Villeneuve w miarę dobrze przedstawił lub chociaż starał się zasygnalizować tą wymowę książki należy postawić go na piedestale. Wersja Lyncha czy legendarna, bombastyczna i nigdy nie nakręcona adaptacja Jodorowsky'ego zawsze ukazywały Paula jako faktycznego mesjasza, white saviora niosącego wyzwolenie uciśnionym wojownikom pustyni. A późniejsze tomy pokazują może niezbyt odkrywczą ale ciekawie przedstawioną historiozofię Herberta, zaczynając od krytyki zinstytucjonalizowanych religii, zginilizny wszelkich elit politycznych - bo przecież światli moralnie Atrydzi, choć ich lubimy i im kibicujemy, w gruncie rzeczy nie różnią się od dewiantów Harkonennów. Ba, ich rządy na Diunie okazują się o wiele bardziej katastrofalne w skutkach, niż brutalny ucisk Harkonennów za zgodą imperatora.
SPIDIvonMARDER pisze: 17 stycznia 2022, 22:19 Fabuła... tutaj nie wiem, jak to opisać... gdyż chwalenie pomysłu z tak popularnej książki to trochę otwieranie drzwi otwartych. Tam i w filmie jest to ciekawy pomysł i cała alegoria kolonializmu również bardzo do mnie przemawiała. Trochę gorzej przedstawiała się już realizacja ukazanego epizodu. Choć samo tempo filmu nie jest tak strasznie szybkie, jak w wielu innych takich produkcjach, to wciąż rozmach i waga przedstawionych wydarzeń niewspółmiernie zostały skrócone do objętości filmu. Wiem, że to wymóg niejako fizyczny, gdyż film nie może trwać w nieskończoność. Niemniej cierpiała na tym cała kwestia militarna, a obyczajową (budującą klimat) też trzeba było streścić. Reżyser i scenarzysta i tak dokonali wiele: pomimo de facto szczątkowego ukazania charakteru Leto i jego rodu, czy też warunków życia na Arrakis, to w sumie bez problemu dopowiedziałem sobie w głowie to, czego nie widziałem na ekranie. Zatem tutaj... i tak jest nieźle.
Jak dla mnie tempo tego filmu było idealne, mam poczucie że mógłby trwać jeszcze godzinę-półtorej dłużej i wciąż siedziałbym zaczarowany jak na pierwszym kinowym seansie - już pomijając fakt że jestem ogromnym fanem książek co zapewne już widać... Ale niestety po raz kolejny medium filmowe rządzi się swoimi ciężkimi prawami nie do przeskoczenia i gdyby umieścić w filmie więcej scen, tempo fabularne byłoby znacznie gorsze. Villeneuve więc starał się jak najwięcej opowiedzieć wizualnie (i muzycznie!), ograniczając dialogi "wyjaśniające uniwersum" do minimum. A początek książki to było przecież gadanie typu "Jak dobrze wiesz, Salusa Secundus to planeta więzienna imperatora... a kompania KHOAM trzyma w garści cały handel w Imperium... a Harkonnenowie to nasi zaprzysiężeni wrogowie od tylu lat..." :P Więc pod tym względem też jest znacznie lepiej, a nawet dość ciekawie jest pozostawić pewne rzeczy w tajemnicy, by widz sam próbował "dobudować" sobie znaczenie pewnych motywów (mój kolega chociażby wyciągnął ze seansu kilka ciekawych domysłów na temat Bene Gesserit).
SPIDIvonMARDER pisze: 17 stycznia 2022, 22:19 W każdym razie, bardzo rozwlekały wszystko wizje Paula. Tutaj coś mi świta, że w książce też tak było… i może dlatego mnie odrzuciła. Ale długie, cenne minuty traciliśmy na powtarzające się omamy i proroctwa głównego bohatera, które po prostu zaczynały nudzić i nieco odstawać (moim zdaniem) od nastroju aktualnej sceny. Przyznaję otwarcie, że to powinno pasować do Diuny jako takiej. Ale w filmie po prostu mnie to nużyło.


Wizje w filmie, choć wydają się powtarzalne, mają konkretne znaczenia symboliczne (Jamis jako przyjaciel i przewodnik po świecie pustyni) lub po prostu przedstawiają alternatywne wizje przyszłości, które Paul róxwnież widział i musiał odgadnąć, która wersja przyszłości jest najbezpieczniejsza, to znaczy najmniej krwawa. Oglądając trzeci raz (sic...) ten film, towarzysząca mi przy tym mama (a raczej ja towarzyszący jej, choć chciałem obejrzeć tylko pierwsze pół godziny...) była zaskoczona finałem walki Paula z Jamisem, bo przecież wizja bohatera mówiła co innego. Dało mi to do myślenia, że te wizje spełniają też miniplotwistów. Czy to co widzi Szalamet się spełni? Czy może jednak nie?
SPIDIvonMARDER pisze: 17 stycznia 2022, 22:19 Natomiast klimat przekazu i treści (język bohaterów, ich zachowanie)… były ambiwalentnie irytujące i porządne. Spora pompatyczność i patetyzm? Zgodny z oryginałem, o ile pamiętam, a i charakterem dzieła. Wszak to opowieść o wielkich rodach (nadludziach) i ich niezrozumiałych dla plebsu intrygach. O strategiach sięgających wielu pokoleń wprzód. Czy miło się tego słuchało? Umiarkowanie. Wyczuwałem wiele sztuczności i hollywoodzkiej sztywności… która mi przeszkadzała np. we Władcy Pierścieni… zatem może teraz brakuje mi obiektywizmu…
IMO pod tym względem też było znacznie lepiej niż w książce, filmowe postacie przynajmniej miały zaznaczone relacje (ojcowskie spojrzenie księcia, małe gesty pomiędzy członkami rodziny, Paul przytulający Thufira czy przekomarzający się z Gurneyem). W powieści wszystko było takie zimne, zdystansowane, a dialogi niesamowicie sztywne, postacie nieprzekonujące (nie to co uniwersum), służące autorowi do wyrzucania cytatów, maksym i mądrości, co zawsze niezmiernie mnie. Choć mój kolega rzucił mi myśl, że jest to przecież książka o świecie, w którym ludzie musieli zastąpić maszyny (w zamierzchłej przeszłości roboty i komputery zniewoliły ludzkość, więc ludzkość się zbuntowała i je zniszczyła), więc Lady Jessica czy Paul starają się funkcjonować jak te maszyny. Poniekąd to tłumaczy tą sztywność.
SPIDIvonMARDER pisze: 17 stycznia 2022, 22:19 Mnie rozczarowało, tak samo jak naiwność zdrajcy, który kompletnie nie miał chyba głowy wierząc, że brutalny tyran dotrzyma słowa. To znaczy… dotrzymał. Ale czy tak sobie to wyobrażał doktor? I jaki cudem Leto Atryla mógł nie wiedzieć, że żona jego osobistego lekarza jest w harkonneńskiej niewoli? Przecież nie trzeba być głową galaktycznego rodu, aby obawiać się o jego lojalność.
To chyba najsłabiej poprowadzony wątek filmu. W książce od początku czytelnik jest poinformowany kim jest zdrajcą (a Atrydzi dostają od innych rodów cynk, że mają kreta w swoich) a także wyjaśnione jest, dlaczego nikt go nie podejrzewał (lekarze z Akademii Suk byli uwarunkowani na to, by nie szkodzić nikomu) a także dlaczego zdradza Atrydów (chciał usłyszeć od barona, że jego żona nie żyje a więc jest wolna od cierpień tortur, nie miał złudzeń że zostanie mu oddana), a nawet jest świadomy, że historia zapamięta go jako zdrajcę mimo tego, że zrobił wszystko, by w tej sytuacji wspomóc swoich panów. No cóż, skrócony wątek zdrajcy to chyba największy mankament tego filmu, choć takie poprowadzenie tego wątku wprowadza dla świeżych widzów element zaskoczenia.

Kolejny problem ale jednocześnie największą zaletą jest to, że ten film ma ogrom smaczków do rozkminiania czy detali do wyłapania dla takich psychofanów jak autor tego posta :P Villeneuve chciał właśnie zrobić taki film, który zadowoli i wiernych, wymagających fanów, ale też przyciągnie nowych widzów, a ci niedzielni też będą zazwyczaj usatysfakcjonowani, jeśli przypadnie im do gustu specyficzny klimat filmu czy tempo fabularne. Oczywiście, SPIDI, jeśli moja odpowiedź brzmi jakbym się wymądrzał ("nie widziałeś tych wszystkich detali!!! jak możesz nie lubić mojego ulubionego filmu/książki!!!") to przepraszam bo nie zamierzałem :-D Ale właśnie przeżywam kolejny renesans zainteresowania tym uniwersum, które spokojnie stawiam na piedestale obok uniwersum naszego Thiefa, misterności Pieśni Lodu i Ognia oraz zdolności językowych Sapkowskiego.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5120
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Nie no, w pełni rozumiem Twoją pozycję, bo sam jestem wielkim fanem pewnych rzeczy, które dosłownie kartkowałem/klatkowałem, aby znaleźć to jedno zdanie/klatkę, gdzie jest zaspoilerowana data premiery Half-Life'a 3 xD
Cieszy mnie, że będąc profanem i tak wychwyciłem co nieco ze zbioru widocznego dla osoby bardziej wtajemniczonej :sword:
Obrazek
Awatar użytkownika
Bruce
Strażnik Glifów
Posty: 3801
Rejestracja: 06 maja 2003, 17:58
Lokalizacja: Lublin
Płeć:

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: Bruce »

Przestrzegam przed filmem "Zbrodnie przyszłości". Jak ktoś lubi filmy w 100% przegadane, gdzie nie ma absolutnie żadnej akcji i są obrzydliwe (okaleczanie ciała, operacje czy autopsja) to może obejrzeć.
Tomorrow comes tomorrow goes
But the cloud remains the same
Wonder why he’s feeling down
Tears of a clown
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5120
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Nienawidzę autopsji. Mam jej dość codziennie.
Obrazek
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1399
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: Edversion »

Krótki komentarz po obejrzeniu najnowszego Matrixa:
Niedosyt byłby bardzo nieodpowiednim słowem. Raczej ogromne rozczarowanie... wszystkim. Nawet tym, że główni aktorzy zdecydowali się wziąć udział w tej bardzo słabej produkcji. W tym filmie nie ma niczego, z czego słynie trylogia - głębokich filozoficznych wywodów, ciekawych efektów specjalnych czy scen walki, słynnego zielonego filtru czy choćby charakterystycznej muzyki (nie licząc kilku fragmentów dosłownie skopiowanych z poprzednich części). Nawet miałem wrażenie, że momentami scenarzyści czy aktorzy zdawali się żartobliwie komentować, że "kiedyś było lepiej", "pewnych rzeczy nie powinno się było ruszać" itp. Wielokrotnie miałem ochotę przerwać w trakcie oglądania i tylko z sentymentu zmusiłem się do przebrnięcia do końca. Ogólnie jeśli ktoś nie widział a jest fanem filmów, nie polecam oglądać, żeby się nie rozczarować. ;)
Awatar użytkownika
darkonia
Mechanista
Posty: 394
Rejestracja: 04 lipca 2011, 20:57

Re: Była muzyka teraz czas na film

Post autor: darkonia »

Edversion pisze: 22 lutego 2023, 07:12 Krótki komentarz [...]
Jak chcę poczytać coś niekrótkiego to biorę książkę :-D .
Niedawno miałam przyjemność obejrzeć film sci-fi "Archive" z 2020 roku. Na tytuł natknęłam się przypadkiem, kiedy pewien serwis z mnóstwem badziewnych i odrobiną dobrych filmików, którego nazwy nie wymienię, polecił mi krótkometrażówkę twórcy filmu powyżej. Jakoś nie obiło mi się o uszy te parę lat temu, żeby to był jakiś hollywoodzki twór 3A, więc myślę: dobra, z moim uwielbieniem do tanich filmów trzeba obejrzeć. No i w moim odczuciu "Archive" jest lepszy od większości tego, co się obecnie produkuje dla znudzonych mas.
Można zauważyć niezbyt wysoki budżet w rekwizytach czy efektach specjalnych, chociaż może taki był zamysł autora. Na minus może zbyt głośna muzyka w porównaniu do dialogów i niektóre puste sceny przedstawiające lasy czy wodospady; albo to ja nie rozumiem przekazu :) . Największy problem to chyba niektóre niemal żywcem skopiowane z innych filmów sekwencje czy pomysły (ja naliczyłam ze 3 takie kopie motywów, w tym 1, który mogę przyporządkować do konkretnego tytułu).
Przez większość czasu głos z tyłu głowy mówił mi: Coś tu nie pasuje, to jest zbyt proste. I chociaż podświadomie przez chwilę przeszło mi przez myśl coś podobnego, zakończenie było zaskakujące, ale jednocześnie nie naciągane. I właśnie na koniec wiele rzeczy stało się dla mnie jasne, to jak twórca pogrywał sobie przy użyciu wtrąconych scen, albo tych pozornie pozbawionych sensu, zakończenie trwające mniej niż 5 minut, a sprawiło, że moja ocena filmu jest jeszcze wyższa niż na początku.
Myślę, że obejrzę ten film ponownie za jakiś czas, żeby poszukać tych dodatkowych smaczków, kiedy już więcej wiem i rozumiem.
ODPOWIEDZ