[LITERATURA] Bractwo Sakwy i Wina (tytuł roboczy)
: 30 sierpnia 2012, 17:31
W końcu udało mi się coś naskrobać... To tylko pięć stron, ale łącznie mam osiem. Mam nadzieję, że następnym razem wstawię całość
Fill, oparł się dłonią o ścianę i ziewnął.
- Jeszcze nie odespałeś tamtego skoku? - Herard uśmiechnął się złośliwie i przerzucił nogi przez podłokietniki fotela. Fillard nie odpowiedział, starając się nie zwracać uwagi na jego koleżeńskie dogryzki.
Komnata spotkań Bractwa urządzona była przytulnie, ale dość surowo. Na surowych ścianach piwnicy wisiały gobeliny z literą V. Shrime często żartował, że Mistrz dba, aby nie zapomnieli, że pracują tylko dla niego, ale tak naprawdę to Vrinde zapomniał już o tych starych symbolach rodziny.
Na podłodze leżał misterny dywan z Bohn, a w koło niego sześć fantazyjnych, pomalowanych na fioletowo foteli z zielonymi obiciami. Wyglądały prosto, ale siedziało się na nich bardzo wygodnie. W kominku na przeciwko szerokiego wejścia trzaskał ogień, a w centrum komnaty stał okrągły stół. Mapa Miasta czekała rozłożona.
Gdy Fillard się zjawił, czekali tylko na Tessę i Shalię. Shrime, rozpromieniony jak zawsze, zajął miejsce przy ogniu. Po jego kręconych blond włosach przebiegało światło płomieni, a czarny strój kontrastował na tle żółtego gobelinu za plecami Shrime'a. Chudzielec Fillard zasiadł po prawicy Herarda, rudego brodacza, który był najstarszy z nich. Po drugiej stronie przy wyjściu czekał zniecierpliwiony Nathaniel. Szarooki złodziej podtrzymywał głowę na zamkniętej pięści. Mierzył, jakby od niechcenia, wszystkich towarzyszy.
- Wiecie przypadkiem, co tym razem przygotował Mistrz? - zapytał Shrime grzebiąc pogrzebaczem w ogniu, aby zająć czymś ręce.
- Nie.
- Nie, jak zwykle - dodał Fillard, który już się troche rozbudził. Zaraz potem stary zegar wybił dziesiątą wieczorem i jak na zawołanie w łukowatym przejściu stanęła Tessa. W czarnej skórze prezentowała się niczym kocica. Bez zbędnych ceregieli podeszła do mapy i uprzednio kładąc pod stołem torbę, nachyliła się nad nią.
- Dobra, leszcze - rozpoczęła. - Mistrz Vrinde ma kolejną sprawę do załatwienia ze swoimi koleżkami, a my mamy wykonać brudną robotę.
Shrime zostawił w spokoju pogrzebacz, Nathaniel zmienił stronę fotela, Fillard założył stopę na kolano. Tylko Herard nie poruszył się.
- Co z Shalią? – zapytał Nathaniel
- Jest zajęta.
- Co tym razem? – rzucił Herard, nie zwracając uwagi na brak koleżaki z pracy.
- Opera Holanthrusa.
- Łuhu-hu - mruknął Shrime wytrzeszczając nieco oczy. - Toż to serce Starodali. Zgaduję, że jeszcze w noc premiery symfonii Eihorna "Zaginiony Świat"?
- Punkt dla ciebie. - Tessa na moment spojrzała na blondyna, ale gdy ich wzrok się spotkał, nerwowo poprawiła brązowy kosmyk włosów i odwróciła wzrok. - Dzielnica będzie zamknięta na ten czas, a w pobliżu nie ma dogodnej lokalizacji na bazę wypadową. Będzie trzeba się włamać... do dzielnicy.
- Na jaja Barona... - teraz nawet Herard usiadł normalnie. - Starodale to siedziba władz. A opera mieści się naprzeciwko...
- Pałacu Breslingów - dokończył Fillard. Wstał z krzesła i podszedł do Tessy pokazując palcem na mapie jakiś punkt. - Natomiast obok mamy bank Rotszyldów, ambasadę Czarnorzecza, hotel "Armaris" i zamek Holanthrusa. W dodatku w pobliżu biznes prowadzi De Perrin i Grimworth. I jakby tego było mało, jest tu również wytwórnia słodkości, urocze.
- A kto jest celem? - zapytał Shrime wyciągając głowę aby zobaczyć czy Tessa przypadkiem nie wyciągnęła jakiś notatek.
- Dorkas Dobrodziej - powiedziała jakby to był nikt mało znaczący.
Chwila zdziwienia trwała tylko kilka chwil.
- Ambasador nielegalnych interesów z Czarnorzecza spoufalony z Radą Regencyjną - zauważył Herard.
- Tak jest. Celem jest... bursztynowa pozytywka, niezwykle cenny antyk z Bohn. Dorkas tak ją uwielbia, że wozi ją wszędzie ze sobą. Gdy będzie słuchał symfonii i pił poncz ze swymi druhami do kielicha, "bursztynowe cudo", jak to określił nasz Mistrz, będzie leżało w gablocie... w budynku obok. Za operą znajduje się hotel o którym wspomniał już Fillard. W "Armaris" Dorkas wynajmuje Apartament Muzealny, zwany także Widokowym, znajdujący się na ostatnim piętrze.
- Dobrze... - przerwał Herard. - Rozumiem, że jest jakiś haczyk?
- I także dla ciebie punkt, Her - zwróciła się do brodacza. - Gablota jest pod alarmem, a ją może otworzyć tylko jeden klucz. Dorkas ma go gdzieś przy sobie... W sakwie na szyi lub wewnętrzej kieszeni fraku... Albo coś podobnego.
- W operze będzie pełno patrycjuszy, jak mamy tam wejść, a co dopiero przebywać jakiś czas? - zapytał Fillard.
- I to mamy ustalić.
- Strzał w kolano - podsumował Shrime. - Co wiemy o budynku?
Tes wyciągnęła z torby duży skrawek papieru i rożłożyła go. Wszyscy pozostali powstali z foteli i pochylili się nad mapą opery.
- To bardzo duży budynek, który spełnia także funkcje filharmonii, teatru baletowego i sali balowej, kasyna. A także mini hotelu z restauracją. Po premierze odbędzie się bal dla gości i poczęstunek. Ogrodzenie jest żeliwne i wysokie na dwa metry. Łatwo je przeskoczyć i do tego jest nie strzeżone. Łącznie siedem wejść, dwa główne z przodu, dwa z tyłu, dwa do kuchni i jedno za kulisy.
- Które najbardziej dostępne? - Herard znów podrapał się po brodzie.
- Okna. Są wielkie, ale otwierane. Na dachu kuchnii jest balkon jadalni. Z tamtąd można się dostać do okien nawet na ostatnim, drugim piętrze. Ale w samej operze będzie pełno straży i burżuazji, nie ma mowy o dłuższym pobycie tam jako intruz. Trzeba... wejść w przebraniu.
- Kto to zrobi?
- Herard. Taki osiłek - rudzielec uśmiechnął się po usłyszeniu komplementu - na pewno zostanie zatrudniony. Holanthrus, właściciel, szuka nowych ochroniarzy.
- I strażnik tak blisko zbliży się do Dorkasa? - zapytał Fill nie rozumiejąc do końca.
- Oczywiście, że nie - zapewniła kobieta. - To zrobi ktoś z przebrany za... patrycjusza. Może... Nath?
Nathaniel się nie poruszył nadal wpatrując się w mapę.
- Da się zrobić - odpowiedział po chwili ciszy.
- Dobrze, dzięki.
- Herard - odezwał się Shrime spoglądając po twarzach towarzyszy - może podrzucić strój do jakiegoś schowka czy toalety.
- Tak, jest na drugim piętrze, na końcu korytarzu. - Fill wskazał palcem na trzecim planie mały pokój. - Tuż obok są schody, a trochę dalej okno nad balkonem.
- Herard będzie też obserwował dyskretnie Natha i Nadzorców. W ich pobliżu będzie Mistrz Vrinde, który będzie trzymać ich na odległość od nas. Dziwnym trafem wszyscy zasiadają w Loży Książecej.
- Jest jeszcze kilka problemu. Raputo może rozpoznać Natha, a Ramirez jest podejrzliwy i zapewne będzie udawał, jaki to z niego mecenas sztuki. - Zauważył Shrime - Dorkas to dopiero prawdziwy artysta i z łatwością da się go zagadać o byle czym. Webster na pewno się upije i będzie się czuł bezpiecznie. Może mieć czujki w służbie.
- Raputo, jak mówi Vrinde, ma osobistą straż w hotelu. Jego pokój jest kilka metrów od apartamentu Dorkasa.
- Nath, będziesz musiał ukraść klucz tuż po przedstawieniu i wtedy się szybko ulotnisz, jasne? - spytała Tes.
- Yhym.
- Ja zajmę się hotelem - zapewnił Shrime. – Tes poczeka na klucz. Wejdzie do hotelu od kuchni, a ja poczekam na dachu. Spuszczę się na linie przez kopułę nad holem na pierwszym piętrze – wskazał półkolisty obiekt zaznaczony na szkicu fasady budynku - i...
- Wejdziesz przez okno do apartamentu, wykradniesz pozytywkę i wrócisz z nią na dach. Ja w tym czasie wsunę klucz pod drzwiami. Z tego co wiem, na dachu jest też winda do mycia szyb. Powinna być.
- A jak nie?
- To zaimprowizujesz. Zawsze to lubisz.
- A co ze mną?
- Ty, Fill, jak zwykle staniesz się finałem - powiedziała Tes z błyskiem w oku. – Shrime da ci pozytywkę, a ty spiedzielaj do Siedziby Bractwa. Jak dobrze pójdzie, gdy Dorkas zauważy zniknięcie pozytywki, czyli po balu, ty już będziesz w Starej Dzielnicy. - Kobieta poprawiła włosy i się wyprostowała - Pamiętajcie, jeśli ktoś zawiedzie, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ulatniamy się jak najszybciej, zanim zjawią się psy lub ludzie Dorkasa czy jednego z koleżków. Nasze życie jest ważniejsze niż cała operacja, przynajmniej dla nas. - A potem rozejrzała się, jakby chcąc się upewnić, że Mistrz Vrinde nie stoi w pobliżu.
***
Sztylet był naostrzony perfekcyjnie i ukryty w cholewie buta. Nath potarł prawe oko i zdjął zesztywniałe nogi z biurka. Pochylił się nad atlasem Miasta.
- Nie przeszkadzam? - zapytała cicho Tes jakby się skradała. Oparła się jedną dłonią o regał, a drugą o talię.
- Nie, po prostu... przypominam sobie Starodale - odpowiedział Nathaniel i zamknął książkę. - Co z Shalią?
- Pracuje w terenie dla Vrinde’a. Nie zdziw się jak ją spotkasz.
- A to czemu?
- Zobaczysz.
***
Przedmoście było brudną dzielnicą. Obskurne kamienice wznosiły się nad kanałami, znad których unosił się niewyobrażalny fetor brudów patrycjatu. Tak, patrycjatu, pomyślał Nathaniel stojąc niedaleko jednego z nich. To są ścieki ze Starodali i z Dziennego Portu. Przedmoście położone jest w dolinie nad Rzeką, dlatego podziemne kanały wykopane we wzgórzach wyłaniały się niewiadomo skąd i płynęły wartkim potokiem do Rzeki. Najbardziej przeludniony obszar Miasta, przepełniony biedotą.
Opatulony w płaszcz Nathaniel wpatrywał się na nabrzeżu w zieloną, także brudną taflę wody. Spory kawał po lewej miał Łupkowy Most łączący Przedmoście ze Starą Dzielnicą, której stosunkowo niskie budynki majaczyły się daleko na drugim brzegu Rzeki.
Nie było tu Straży Miejskiej, ani Młotodzierżców. Tylko jakiś żebrak spał pod murem magazynu kilkanaście metrów od Natha, opatulony w dziurawy koc. Gdy głosy walczących kotów rozległy się gdzieś obok, staruszek poderwał się, ale zaraz potem znów zasnął.
Wtedy złodziej go zobaczył. Czarny kształt dość wyróżniał się na tle mętnej wody.
Cholera, widać go jak na dłoni. Mam nadzieję, że tylko mi się wydaje.
Barka bezdźwięcznie płynęła od północnej strony Starej Dzielnicy, gdzieś z okolic Mostu Starodala. Ciemna sylwetka odbijała stateczek drągiem od dna Rzeki. Nathowi przemknęło przez myśl, że drąg musi być bardzo długi, bo piaszczyste dno było głębokie na kilka metrów. Zgodnie z oczekiwaniami, barka podpłynęła do pomostu wcinającego się w sylwetkę tego ogromnego cieku wody. Mężczyzna kierujący ją był barczysty i dość wysoki, chyba tylko trochę wyższy niż Nathaniel. Wyciągnął drąg z wody i hakiem na jego końcu złapał belkę pomostu.
- Zgodnie z umową - powiedział mężczyzna. Był ciemnowłosy i brodaty, ale wyglądał na uczciwego przestępce. Hehe, niezły żart.
- To ty jesteś Sutter? - gdy gondolier przytaknął, Nath mówił dalej: - Jesteś w stanie wysadzić mnie gdzieś w okolicach Mostu Centralnego, na Starodalach?
- Znam pewien ukryty magazyn.
- Magazyn? - zapytał Nath.
- Właściwie niedziałająca elektrownia z dostępem do wody.
- Dobra, zabierz mnie tam. Cena się nie zmieniła?
- Nie, nadal chcę za to dwadzieścia suwerenów. - Cena była wysoka, ale gondolier ryzykował. Starodale były dziś zamknięte.
- To dobrze. - Nathaniel ostrożnie wsiadł na łódkę i usadowił się z jej drugiej strony.
Odbili od brzegu i szybko znaleźli się blisko środka nurtu. Płynęli spokojnie, ale dość szybko. Podczas podróży brodaty gondolier odezwał się tylko raz:
- Jak zjawią się psy, zostawiam cię samego.
Gdy mijali linię murów oddzielających Przedmoście od Starodali, złodziej wyciągnął zegarek kieszonkowy (który podarował mu Vrinde; taki przydatny gadżet) i szybko sprawdził godzinę. Dochodziła dopiero dziewiąta wieczorem, ale w jesienny wieczór, jak ten, szybko zapadł zmrok i już o wpółdo dziewiątej włączały się latarnie na ulicach.
Gdy minęli grube mury, kłębowisko blanek, machikułów, baszt, barbakanów, iglic i tym podobnych, ich oczom ukazały się Starodale. Niegdyś był to, podobnie jak pozostałe najstarsze dzielnice Miasta, labirynt uliczek i skwerów, parków i alei, które zdawało się nie mieć sensu. Tylko jedna szeroka ulica przecinała tzw. "stare Starodale". Nawet patrycjat, rosnący wraz z populacją Metropolii, się tu nie mieścił. Gdy po Wielkiej Zarazie Czarnorzecze zaatakowało Miasto nikt nawet nie myślał o tym, aby zamieszkać poza murami. Handel w Mieście nie mógł się normalnie rozwijać. Gdy Baron Bresling III po pokonaniu wroga, zarządził Wielki Remont, poważnie nadszarpnął Skarbiec Miejski. Omal nie wywołał zamieszek i prawie odsunięto go od władzy. Część starych, nie mających sensu uliczek wyburzył i zastąpił szerokimi traktami. Tak powstał Trakt Barona i Wielki Bulwar.
Nathaniel sam się zdziwił, że to wszystko spamiętał z jednego tomu Historici przechowywanego gdzieś na zakurzonych półkach biblioteki w siedzibie Bractwa. Teraz Starodale prezentowały się okazale i jednocześnie nie straciły tego klimatu starych budowli. Nadal tuż nad Rzeką wznosił się Zamek Holanthrusa zbudowany z pomarańczowej cegły, a w pobliżu, za wysokimi, bielonymi murami skryty był Pałac Breslingów.
Tuż przed tym, jak barka wpłynęła do starej elektrowni, Nath zauważył miejsce, do którego zmierzał.
- To tu, wysiadka. Mamy szczęście, że nie ma tu tych Wydziałowców z Robót Publicznych. Chyba zamierzają przywrócić to miejsce do życia.
Pasażer musiał wysoko unieść nogę, aby wspiąć się na metalową podłogę. Wszędzie w koło walały się instalacje elektryczne, panele i mierniki. Ze strony, z której przypłynęli, ściany nie było i woda swobodnie wpływała do zbiornika na środku pomieszczenia.
Złodziej odwrócił się i bez słowa rzucił sakwę gondolierowi. Brodacz przeliczył dokładnie pieniądze.
- Wyjdziesz stąd na Trakt Warowni - podpowiedział.
Potem po prostu odbił od brzegu i odpłynął kierując się ponownie do Starej Dzielnicy. Nath chwilę w ciemnościach szukał wyjścia i znalazł je w rogu - metalową drabinę. Wspiął się po niej i po ostrożnym odsunięciu metalowej płyty znalazł się na tym trakcie, o którym mówił przewoźnik. Tuż pod znakiem.
***
Ulica była pusta, tylko gdzieś na północy - w stronę, w którą zmierzał - ktoś szedł. Równe i schludnie kamieniczki z licznymi attykami i ozdobnymi fasadami okalały szeroką ulicę. Szedł powoli i starał się zachowywać cicho. Omijał, albo się bardzo mocno starał, światło licznych tutaj latarni, ale na jego szczęście rzucały one okrągłe strefy światła, które tylko czasami się stykały.
Doszedł do skrzyżowania z Traktem Barona i zastanowił się jak tu szybko i bezpiecznie przejść przez ten szeroki na dwadzieściaparę metrów jasnooświetlony i nieosłonięty obszar. Stąd było widać licznych funkcjonariuszy w jasnofioletowych uniformach i żelaznych hełmach. Tylko kilku zamiast odbijających światło halabard trzymali w gotowości łuki. Jakiś liczny oddział straży właśnie szedł w jego stronę. Gdy upewnił się, że skręcają na ulicę, na której się znajdował, cofnął się.
Szlag, pomyślał, bo w pobliżu nie było łatwo dostępnej kryjówki. Mógł się włamać do kamienicy, ale to nie wchodziło w grę. Oddział zbliżał się coraz bardziej, już prawie mogli go zobaczyć. Zauważył pod latarnią ozdobny powóz. Szybko pobiegł do niego trzymając się rzędu budynków i zaczął wyłamywać zamek drzwiczek z wygrawerowanymi literami RS. Gdy zdawało mu się, że strażnik powiedział coś do dowódcy, znalazł się w środku.
Widzieli mnie? Czy nie zwrócili uwagi na samotniego przechodnia?
Odetchnął i wytarł pot z czoła. Na szczęście oddział go minął i mógł wysiąść. Gdy już miał zamknąć drzwiczki, zauważył na obiciu siedzeń złoty medalion. Schował go do torby.
Zawsze coś.
***
Przez Trakt Barona przeszedł kanałami. Uznał, że to dobra alternatywa. Na szczęście, dzięki wysokim i dość szerokim chodnikom nie musiał brodzić po pas w czyimś... Wyszedł na ulicę tuż obok ambasady Czarnorzecza, przy której stał kolejny niestrzeżony powóz. Nathanielowi zdawało się, że na ścianach karety przeczytał "Dorkas Dobrodziej", ale uznał, że to tylko złuda spowodowana myślami o misji.
Misja. Dostał najgorszą robotę, bo mógł łatwo wpaść. A gdyby odmówił wtedy, w siedzibie Bractwa, musiałby pomówić z Haddianem Vrinde, a tego chciał uniknąć. Vrinde był surowym człowiekiem wymagającym dyscypliny. Był obeznanym w historii, literaturze i prawie. Szczególnie w prawie, bo przykrywką dla jego czarnych interesów było zbieranie daniny jako poborca podatkowy. Mimo tak znacznych sum pieniędzy przewijających się przez jego dłonie, nigdy nie ważył się ich tknąć. Dlatego na niego nigdy nie padły żadne podejrzenia. Ulubionym powiedzeniem Mistrza, podobnie jak Tessy, było "najciemniej jest pod latarnią", dlatego się tak chlubił, że siedzi pod nosem rządu Miasta i Straży Miejskiej.
Nathaniel zadrżał i szczelniej otulił się płaszczem. Wrzesień, a taki ziąb.
Był już nie daleko. Widział operę w całej swej okazałości - dwupiętrowy, marmurowy budynek z wielkimi oknami był ozdobiony licznymi proporcami Lorda Holanthrusa, gargulcami wyrażającymi mityczne stworzenia takie jak Szachraj, a także małe iglice górujące nad całą budowlą. Dotarł do miejsca, które wskazała mu Tes na mapie. Jak mówiła, nie było tu nikogo. Tylko po żwirowanych chodnikach ukrytych między żywopłotami i równo przyciętymi drzewkami patrolowali strażnicy w pozłacanych ciężkich płytówkach. W pochwie każdy miał miecz, a ci przy drzwiach i przejściach w rękach dzierżyli halabardy.
Nath z wyćwiczoną łatwością do takich działań przeszedł przez dwumetrowy parkan i schował się za krzakiem. Nikogo. Przeszedł na kuckach do kolejnego różanego krzaka, minął fontannę i kamienne ławy przy niej, a potem przystanął w rogu utworzonego przez żywopłot.
- ...robi Bractwo Dłoni? - usłyszał chrapliwy głos pomiędzy chrzęstem zbroi i żwiru.
- Gówno... obchodzi. Może... tu... jako ochrona?
- Przecie... wszyscy... nas!
Złodzieja nie obchodziło, co tu robi Bractwo Dłoni. Jego myśli były bardziej skierowane w drugą stronę świata, w stronę Czarnorzecza i Dorkasa.
Skulony w czarny płaszcz, skierował się w stronę wejścia do kuchni, gdzie wskoczył na stertę worków z ziemniakami i podciągnął się na balkon nad kuchnią. Jego strój wyraźnie odcinał się od wapiennych kafli, więc był łatwo widoczny. Balkon zastawiony był okrągłymi stołami i przylegał do ściany Banku. Według mapy za tymi przeszklonymi drzwiami jest jadalnia, więc stąd mam wyrzucić klucz. Spojrzał jeszcze szybko w stronę tyłów opery, na hotel "Armaris". Tak, widział ich sylwetki tuż obok budynku, więc nic się nie stało. Stamtąd byli dobrze widoczni, ale straż mogła ich wziąć za obsługę hotelu. Szczególnie, że poruszali się wokół tylnych drzwi tamtego budynku.
Nie czekając, aż ochrona go zauważy, podszedł pod masywny mur. Wyciągnął strzałę winną, zakupioną od Bractwa Winorośli i wystrzelił ją z łuku w stronę gargulca nad oknem na drugim piętrze. Strzała była tak naprawdę magiczną rośliną, która jakimś sposobem potrafiła wyczuć wysokość. Dlatego, przy trafieniu w coś wysoko się oplatała, aby się nie roztrzaskać o ziemię. Co ciekawe, te roślinki stale rosły - to stanowiło ich wadę. Gdyby się zostawiło taką strzałę na kilka godzin, stałaby się dłuższa o prawie metr. Z tego powodu, Nathaniel i inni włamywacze używający jej, musieli od akcji do akcji obcinać końce winorośli.
Tak jak oczekiwał, strzała wypuściła roślinę, która oplotła się wokół paszczy gargulca i po chwili jej koniec opadł na posadzkę balkonu. Nath zaczął się wspinać.
Bractwo Sakwy i Wina
Fill, oparł się dłonią o ścianę i ziewnął.
- Jeszcze nie odespałeś tamtego skoku? - Herard uśmiechnął się złośliwie i przerzucił nogi przez podłokietniki fotela. Fillard nie odpowiedział, starając się nie zwracać uwagi na jego koleżeńskie dogryzki.
Komnata spotkań Bractwa urządzona była przytulnie, ale dość surowo. Na surowych ścianach piwnicy wisiały gobeliny z literą V. Shrime często żartował, że Mistrz dba, aby nie zapomnieli, że pracują tylko dla niego, ale tak naprawdę to Vrinde zapomniał już o tych starych symbolach rodziny.
Na podłodze leżał misterny dywan z Bohn, a w koło niego sześć fantazyjnych, pomalowanych na fioletowo foteli z zielonymi obiciami. Wyglądały prosto, ale siedziało się na nich bardzo wygodnie. W kominku na przeciwko szerokiego wejścia trzaskał ogień, a w centrum komnaty stał okrągły stół. Mapa Miasta czekała rozłożona.
Gdy Fillard się zjawił, czekali tylko na Tessę i Shalię. Shrime, rozpromieniony jak zawsze, zajął miejsce przy ogniu. Po jego kręconych blond włosach przebiegało światło płomieni, a czarny strój kontrastował na tle żółtego gobelinu za plecami Shrime'a. Chudzielec Fillard zasiadł po prawicy Herarda, rudego brodacza, który był najstarszy z nich. Po drugiej stronie przy wyjściu czekał zniecierpliwiony Nathaniel. Szarooki złodziej podtrzymywał głowę na zamkniętej pięści. Mierzył, jakby od niechcenia, wszystkich towarzyszy.
- Wiecie przypadkiem, co tym razem przygotował Mistrz? - zapytał Shrime grzebiąc pogrzebaczem w ogniu, aby zająć czymś ręce.
- Nie.
- Nie, jak zwykle - dodał Fillard, który już się troche rozbudził. Zaraz potem stary zegar wybił dziesiątą wieczorem i jak na zawołanie w łukowatym przejściu stanęła Tessa. W czarnej skórze prezentowała się niczym kocica. Bez zbędnych ceregieli podeszła do mapy i uprzednio kładąc pod stołem torbę, nachyliła się nad nią.
- Dobra, leszcze - rozpoczęła. - Mistrz Vrinde ma kolejną sprawę do załatwienia ze swoimi koleżkami, a my mamy wykonać brudną robotę.
Shrime zostawił w spokoju pogrzebacz, Nathaniel zmienił stronę fotela, Fillard założył stopę na kolano. Tylko Herard nie poruszył się.
- Co z Shalią? – zapytał Nathaniel
- Jest zajęta.
- Co tym razem? – rzucił Herard, nie zwracając uwagi na brak koleżaki z pracy.
- Opera Holanthrusa.
- Łuhu-hu - mruknął Shrime wytrzeszczając nieco oczy. - Toż to serce Starodali. Zgaduję, że jeszcze w noc premiery symfonii Eihorna "Zaginiony Świat"?
- Punkt dla ciebie. - Tessa na moment spojrzała na blondyna, ale gdy ich wzrok się spotkał, nerwowo poprawiła brązowy kosmyk włosów i odwróciła wzrok. - Dzielnica będzie zamknięta na ten czas, a w pobliżu nie ma dogodnej lokalizacji na bazę wypadową. Będzie trzeba się włamać... do dzielnicy.
- Na jaja Barona... - teraz nawet Herard usiadł normalnie. - Starodale to siedziba władz. A opera mieści się naprzeciwko...
- Pałacu Breslingów - dokończył Fillard. Wstał z krzesła i podszedł do Tessy pokazując palcem na mapie jakiś punkt. - Natomiast obok mamy bank Rotszyldów, ambasadę Czarnorzecza, hotel "Armaris" i zamek Holanthrusa. W dodatku w pobliżu biznes prowadzi De Perrin i Grimworth. I jakby tego było mało, jest tu również wytwórnia słodkości, urocze.
- A kto jest celem? - zapytał Shrime wyciągając głowę aby zobaczyć czy Tessa przypadkiem nie wyciągnęła jakiś notatek.
- Dorkas Dobrodziej - powiedziała jakby to był nikt mało znaczący.
Chwila zdziwienia trwała tylko kilka chwil.
- Ambasador nielegalnych interesów z Czarnorzecza spoufalony z Radą Regencyjną - zauważył Herard.
- Tak jest. Celem jest... bursztynowa pozytywka, niezwykle cenny antyk z Bohn. Dorkas tak ją uwielbia, że wozi ją wszędzie ze sobą. Gdy będzie słuchał symfonii i pił poncz ze swymi druhami do kielicha, "bursztynowe cudo", jak to określił nasz Mistrz, będzie leżało w gablocie... w budynku obok. Za operą znajduje się hotel o którym wspomniał już Fillard. W "Armaris" Dorkas wynajmuje Apartament Muzealny, zwany także Widokowym, znajdujący się na ostatnim piętrze.
- Dobrze... - przerwał Herard. - Rozumiem, że jest jakiś haczyk?
- I także dla ciebie punkt, Her - zwróciła się do brodacza. - Gablota jest pod alarmem, a ją może otworzyć tylko jeden klucz. Dorkas ma go gdzieś przy sobie... W sakwie na szyi lub wewnętrzej kieszeni fraku... Albo coś podobnego.
- W operze będzie pełno patrycjuszy, jak mamy tam wejść, a co dopiero przebywać jakiś czas? - zapytał Fillard.
- I to mamy ustalić.
- Strzał w kolano - podsumował Shrime. - Co wiemy o budynku?
Tes wyciągnęła z torby duży skrawek papieru i rożłożyła go. Wszyscy pozostali powstali z foteli i pochylili się nad mapą opery.
- To bardzo duży budynek, który spełnia także funkcje filharmonii, teatru baletowego i sali balowej, kasyna. A także mini hotelu z restauracją. Po premierze odbędzie się bal dla gości i poczęstunek. Ogrodzenie jest żeliwne i wysokie na dwa metry. Łatwo je przeskoczyć i do tego jest nie strzeżone. Łącznie siedem wejść, dwa główne z przodu, dwa z tyłu, dwa do kuchni i jedno za kulisy.
- Które najbardziej dostępne? - Herard znów podrapał się po brodzie.
- Okna. Są wielkie, ale otwierane. Na dachu kuchnii jest balkon jadalni. Z tamtąd można się dostać do okien nawet na ostatnim, drugim piętrze. Ale w samej operze będzie pełno straży i burżuazji, nie ma mowy o dłuższym pobycie tam jako intruz. Trzeba... wejść w przebraniu.
- Kto to zrobi?
- Herard. Taki osiłek - rudzielec uśmiechnął się po usłyszeniu komplementu - na pewno zostanie zatrudniony. Holanthrus, właściciel, szuka nowych ochroniarzy.
- I strażnik tak blisko zbliży się do Dorkasa? - zapytał Fill nie rozumiejąc do końca.
- Oczywiście, że nie - zapewniła kobieta. - To zrobi ktoś z przebrany za... patrycjusza. Może... Nath?
Nathaniel się nie poruszył nadal wpatrując się w mapę.
- Da się zrobić - odpowiedział po chwili ciszy.
- Dobrze, dzięki.
- Herard - odezwał się Shrime spoglądając po twarzach towarzyszy - może podrzucić strój do jakiegoś schowka czy toalety.
- Tak, jest na drugim piętrze, na końcu korytarzu. - Fill wskazał palcem na trzecim planie mały pokój. - Tuż obok są schody, a trochę dalej okno nad balkonem.
- Herard będzie też obserwował dyskretnie Natha i Nadzorców. W ich pobliżu będzie Mistrz Vrinde, który będzie trzymać ich na odległość od nas. Dziwnym trafem wszyscy zasiadają w Loży Książecej.
- Jest jeszcze kilka problemu. Raputo może rozpoznać Natha, a Ramirez jest podejrzliwy i zapewne będzie udawał, jaki to z niego mecenas sztuki. - Zauważył Shrime - Dorkas to dopiero prawdziwy artysta i z łatwością da się go zagadać o byle czym. Webster na pewno się upije i będzie się czuł bezpiecznie. Może mieć czujki w służbie.
- Raputo, jak mówi Vrinde, ma osobistą straż w hotelu. Jego pokój jest kilka metrów od apartamentu Dorkasa.
- Nath, będziesz musiał ukraść klucz tuż po przedstawieniu i wtedy się szybko ulotnisz, jasne? - spytała Tes.
- Yhym.
- Ja zajmę się hotelem - zapewnił Shrime. – Tes poczeka na klucz. Wejdzie do hotelu od kuchni, a ja poczekam na dachu. Spuszczę się na linie przez kopułę nad holem na pierwszym piętrze – wskazał półkolisty obiekt zaznaczony na szkicu fasady budynku - i...
- Wejdziesz przez okno do apartamentu, wykradniesz pozytywkę i wrócisz z nią na dach. Ja w tym czasie wsunę klucz pod drzwiami. Z tego co wiem, na dachu jest też winda do mycia szyb. Powinna być.
- A jak nie?
- To zaimprowizujesz. Zawsze to lubisz.
- A co ze mną?
- Ty, Fill, jak zwykle staniesz się finałem - powiedziała Tes z błyskiem w oku. – Shrime da ci pozytywkę, a ty spiedzielaj do Siedziby Bractwa. Jak dobrze pójdzie, gdy Dorkas zauważy zniknięcie pozytywki, czyli po balu, ty już będziesz w Starej Dzielnicy. - Kobieta poprawiła włosy i się wyprostowała - Pamiętajcie, jeśli ktoś zawiedzie, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ulatniamy się jak najszybciej, zanim zjawią się psy lub ludzie Dorkasa czy jednego z koleżków. Nasze życie jest ważniejsze niż cała operacja, przynajmniej dla nas. - A potem rozejrzała się, jakby chcąc się upewnić, że Mistrz Vrinde nie stoi w pobliżu.
***
Sztylet był naostrzony perfekcyjnie i ukryty w cholewie buta. Nath potarł prawe oko i zdjął zesztywniałe nogi z biurka. Pochylił się nad atlasem Miasta.
- Nie przeszkadzam? - zapytała cicho Tes jakby się skradała. Oparła się jedną dłonią o regał, a drugą o talię.
- Nie, po prostu... przypominam sobie Starodale - odpowiedział Nathaniel i zamknął książkę. - Co z Shalią?
- Pracuje w terenie dla Vrinde’a. Nie zdziw się jak ją spotkasz.
- A to czemu?
- Zobaczysz.
***
Przedmoście było brudną dzielnicą. Obskurne kamienice wznosiły się nad kanałami, znad których unosił się niewyobrażalny fetor brudów patrycjatu. Tak, patrycjatu, pomyślał Nathaniel stojąc niedaleko jednego z nich. To są ścieki ze Starodali i z Dziennego Portu. Przedmoście położone jest w dolinie nad Rzeką, dlatego podziemne kanały wykopane we wzgórzach wyłaniały się niewiadomo skąd i płynęły wartkim potokiem do Rzeki. Najbardziej przeludniony obszar Miasta, przepełniony biedotą.
Opatulony w płaszcz Nathaniel wpatrywał się na nabrzeżu w zieloną, także brudną taflę wody. Spory kawał po lewej miał Łupkowy Most łączący Przedmoście ze Starą Dzielnicą, której stosunkowo niskie budynki majaczyły się daleko na drugim brzegu Rzeki.
Nie było tu Straży Miejskiej, ani Młotodzierżców. Tylko jakiś żebrak spał pod murem magazynu kilkanaście metrów od Natha, opatulony w dziurawy koc. Gdy głosy walczących kotów rozległy się gdzieś obok, staruszek poderwał się, ale zaraz potem znów zasnął.
Wtedy złodziej go zobaczył. Czarny kształt dość wyróżniał się na tle mętnej wody.
Cholera, widać go jak na dłoni. Mam nadzieję, że tylko mi się wydaje.
Barka bezdźwięcznie płynęła od północnej strony Starej Dzielnicy, gdzieś z okolic Mostu Starodala. Ciemna sylwetka odbijała stateczek drągiem od dna Rzeki. Nathowi przemknęło przez myśl, że drąg musi być bardzo długi, bo piaszczyste dno było głębokie na kilka metrów. Zgodnie z oczekiwaniami, barka podpłynęła do pomostu wcinającego się w sylwetkę tego ogromnego cieku wody. Mężczyzna kierujący ją był barczysty i dość wysoki, chyba tylko trochę wyższy niż Nathaniel. Wyciągnął drąg z wody i hakiem na jego końcu złapał belkę pomostu.
- Zgodnie z umową - powiedział mężczyzna. Był ciemnowłosy i brodaty, ale wyglądał na uczciwego przestępce. Hehe, niezły żart.
- To ty jesteś Sutter? - gdy gondolier przytaknął, Nath mówił dalej: - Jesteś w stanie wysadzić mnie gdzieś w okolicach Mostu Centralnego, na Starodalach?
- Znam pewien ukryty magazyn.
- Magazyn? - zapytał Nath.
- Właściwie niedziałająca elektrownia z dostępem do wody.
- Dobra, zabierz mnie tam. Cena się nie zmieniła?
- Nie, nadal chcę za to dwadzieścia suwerenów. - Cena była wysoka, ale gondolier ryzykował. Starodale były dziś zamknięte.
- To dobrze. - Nathaniel ostrożnie wsiadł na łódkę i usadowił się z jej drugiej strony.
Odbili od brzegu i szybko znaleźli się blisko środka nurtu. Płynęli spokojnie, ale dość szybko. Podczas podróży brodaty gondolier odezwał się tylko raz:
- Jak zjawią się psy, zostawiam cię samego.
Gdy mijali linię murów oddzielających Przedmoście od Starodali, złodziej wyciągnął zegarek kieszonkowy (który podarował mu Vrinde; taki przydatny gadżet) i szybko sprawdził godzinę. Dochodziła dopiero dziewiąta wieczorem, ale w jesienny wieczór, jak ten, szybko zapadł zmrok i już o wpółdo dziewiątej włączały się latarnie na ulicach.
Gdy minęli grube mury, kłębowisko blanek, machikułów, baszt, barbakanów, iglic i tym podobnych, ich oczom ukazały się Starodale. Niegdyś był to, podobnie jak pozostałe najstarsze dzielnice Miasta, labirynt uliczek i skwerów, parków i alei, które zdawało się nie mieć sensu. Tylko jedna szeroka ulica przecinała tzw. "stare Starodale". Nawet patrycjat, rosnący wraz z populacją Metropolii, się tu nie mieścił. Gdy po Wielkiej Zarazie Czarnorzecze zaatakowało Miasto nikt nawet nie myślał o tym, aby zamieszkać poza murami. Handel w Mieście nie mógł się normalnie rozwijać. Gdy Baron Bresling III po pokonaniu wroga, zarządził Wielki Remont, poważnie nadszarpnął Skarbiec Miejski. Omal nie wywołał zamieszek i prawie odsunięto go od władzy. Część starych, nie mających sensu uliczek wyburzył i zastąpił szerokimi traktami. Tak powstał Trakt Barona i Wielki Bulwar.
Nathaniel sam się zdziwił, że to wszystko spamiętał z jednego tomu Historici przechowywanego gdzieś na zakurzonych półkach biblioteki w siedzibie Bractwa. Teraz Starodale prezentowały się okazale i jednocześnie nie straciły tego klimatu starych budowli. Nadal tuż nad Rzeką wznosił się Zamek Holanthrusa zbudowany z pomarańczowej cegły, a w pobliżu, za wysokimi, bielonymi murami skryty był Pałac Breslingów.
Tuż przed tym, jak barka wpłynęła do starej elektrowni, Nath zauważył miejsce, do którego zmierzał.
- To tu, wysiadka. Mamy szczęście, że nie ma tu tych Wydziałowców z Robót Publicznych. Chyba zamierzają przywrócić to miejsce do życia.
Pasażer musiał wysoko unieść nogę, aby wspiąć się na metalową podłogę. Wszędzie w koło walały się instalacje elektryczne, panele i mierniki. Ze strony, z której przypłynęli, ściany nie było i woda swobodnie wpływała do zbiornika na środku pomieszczenia.
Złodziej odwrócił się i bez słowa rzucił sakwę gondolierowi. Brodacz przeliczył dokładnie pieniądze.
- Wyjdziesz stąd na Trakt Warowni - podpowiedział.
Potem po prostu odbił od brzegu i odpłynął kierując się ponownie do Starej Dzielnicy. Nath chwilę w ciemnościach szukał wyjścia i znalazł je w rogu - metalową drabinę. Wspiął się po niej i po ostrożnym odsunięciu metalowej płyty znalazł się na tym trakcie, o którym mówił przewoźnik. Tuż pod znakiem.
***
Ulica była pusta, tylko gdzieś na północy - w stronę, w którą zmierzał - ktoś szedł. Równe i schludnie kamieniczki z licznymi attykami i ozdobnymi fasadami okalały szeroką ulicę. Szedł powoli i starał się zachowywać cicho. Omijał, albo się bardzo mocno starał, światło licznych tutaj latarni, ale na jego szczęście rzucały one okrągłe strefy światła, które tylko czasami się stykały.
Doszedł do skrzyżowania z Traktem Barona i zastanowił się jak tu szybko i bezpiecznie przejść przez ten szeroki na dwadzieściaparę metrów jasnooświetlony i nieosłonięty obszar. Stąd było widać licznych funkcjonariuszy w jasnofioletowych uniformach i żelaznych hełmach. Tylko kilku zamiast odbijających światło halabard trzymali w gotowości łuki. Jakiś liczny oddział straży właśnie szedł w jego stronę. Gdy upewnił się, że skręcają na ulicę, na której się znajdował, cofnął się.
Szlag, pomyślał, bo w pobliżu nie było łatwo dostępnej kryjówki. Mógł się włamać do kamienicy, ale to nie wchodziło w grę. Oddział zbliżał się coraz bardziej, już prawie mogli go zobaczyć. Zauważył pod latarnią ozdobny powóz. Szybko pobiegł do niego trzymając się rzędu budynków i zaczął wyłamywać zamek drzwiczek z wygrawerowanymi literami RS. Gdy zdawało mu się, że strażnik powiedział coś do dowódcy, znalazł się w środku.
Widzieli mnie? Czy nie zwrócili uwagi na samotniego przechodnia?
Odetchnął i wytarł pot z czoła. Na szczęście oddział go minął i mógł wysiąść. Gdy już miał zamknąć drzwiczki, zauważył na obiciu siedzeń złoty medalion. Schował go do torby.
Zawsze coś.
***
Przez Trakt Barona przeszedł kanałami. Uznał, że to dobra alternatywa. Na szczęście, dzięki wysokim i dość szerokim chodnikom nie musiał brodzić po pas w czyimś... Wyszedł na ulicę tuż obok ambasady Czarnorzecza, przy której stał kolejny niestrzeżony powóz. Nathanielowi zdawało się, że na ścianach karety przeczytał "Dorkas Dobrodziej", ale uznał, że to tylko złuda spowodowana myślami o misji.
Misja. Dostał najgorszą robotę, bo mógł łatwo wpaść. A gdyby odmówił wtedy, w siedzibie Bractwa, musiałby pomówić z Haddianem Vrinde, a tego chciał uniknąć. Vrinde był surowym człowiekiem wymagającym dyscypliny. Był obeznanym w historii, literaturze i prawie. Szczególnie w prawie, bo przykrywką dla jego czarnych interesów było zbieranie daniny jako poborca podatkowy. Mimo tak znacznych sum pieniędzy przewijających się przez jego dłonie, nigdy nie ważył się ich tknąć. Dlatego na niego nigdy nie padły żadne podejrzenia. Ulubionym powiedzeniem Mistrza, podobnie jak Tessy, było "najciemniej jest pod latarnią", dlatego się tak chlubił, że siedzi pod nosem rządu Miasta i Straży Miejskiej.
Nathaniel zadrżał i szczelniej otulił się płaszczem. Wrzesień, a taki ziąb.
Był już nie daleko. Widział operę w całej swej okazałości - dwupiętrowy, marmurowy budynek z wielkimi oknami był ozdobiony licznymi proporcami Lorda Holanthrusa, gargulcami wyrażającymi mityczne stworzenia takie jak Szachraj, a także małe iglice górujące nad całą budowlą. Dotarł do miejsca, które wskazała mu Tes na mapie. Jak mówiła, nie było tu nikogo. Tylko po żwirowanych chodnikach ukrytych między żywopłotami i równo przyciętymi drzewkami patrolowali strażnicy w pozłacanych ciężkich płytówkach. W pochwie każdy miał miecz, a ci przy drzwiach i przejściach w rękach dzierżyli halabardy.
Nath z wyćwiczoną łatwością do takich działań przeszedł przez dwumetrowy parkan i schował się za krzakiem. Nikogo. Przeszedł na kuckach do kolejnego różanego krzaka, minął fontannę i kamienne ławy przy niej, a potem przystanął w rogu utworzonego przez żywopłot.
- ...robi Bractwo Dłoni? - usłyszał chrapliwy głos pomiędzy chrzęstem zbroi i żwiru.
- Gówno... obchodzi. Może... tu... jako ochrona?
- Przecie... wszyscy... nas!
Złodzieja nie obchodziło, co tu robi Bractwo Dłoni. Jego myśli były bardziej skierowane w drugą stronę świata, w stronę Czarnorzecza i Dorkasa.
Skulony w czarny płaszcz, skierował się w stronę wejścia do kuchni, gdzie wskoczył na stertę worków z ziemniakami i podciągnął się na balkon nad kuchnią. Jego strój wyraźnie odcinał się od wapiennych kafli, więc był łatwo widoczny. Balkon zastawiony był okrągłymi stołami i przylegał do ściany Banku. Według mapy za tymi przeszklonymi drzwiami jest jadalnia, więc stąd mam wyrzucić klucz. Spojrzał jeszcze szybko w stronę tyłów opery, na hotel "Armaris". Tak, widział ich sylwetki tuż obok budynku, więc nic się nie stało. Stamtąd byli dobrze widoczni, ale straż mogła ich wziąć za obsługę hotelu. Szczególnie, że poruszali się wokół tylnych drzwi tamtego budynku.
Nie czekając, aż ochrona go zauważy, podszedł pod masywny mur. Wyciągnął strzałę winną, zakupioną od Bractwa Winorośli i wystrzelił ją z łuku w stronę gargulca nad oknem na drugim piętrze. Strzała była tak naprawdę magiczną rośliną, która jakimś sposobem potrafiła wyczuć wysokość. Dlatego, przy trafieniu w coś wysoko się oplatała, aby się nie roztrzaskać o ziemię. Co ciekawe, te roślinki stale rosły - to stanowiło ich wadę. Gdyby się zostawiło taką strzałę na kilka godzin, stałaby się dłuższa o prawie metr. Z tego powodu, Nathaniel i inni włamywacze używający jej, musieli od akcji do akcji obcinać końce winorośli.
Tak jak oczekiwał, strzała wypuściła roślinę, która oplotła się wokół paszczy gargulca i po chwili jej koniec opadł na posadzkę balkonu. Nath zaczął się wspinać.