[LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Moira »

:)


na początku z tym Artemusem... aż się śmiać do siebie zaczęłam :P
bardzo innowacyjne opowiadanie, Marder :P
taka 'nutka nowości' w śiwcie Garretta :P
mi się podobało
Obrazek
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Edversion »

W sumie dobre! ;) :ok

EDIT.
Muszę pomyśleć co ja napiszę na ten konkurs. Nie może się on odbyć beze mnie. :twisted:
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Gorąco zachęcam, fajnie jakby w każdej kategorii przynajmniej po 3 osoby wystartowały :D
PS: oddaję tak wcześnie, bo wyjeżdzam niedługo w miejsce, gdzie nigdy nie widziano internetu, dlatego obawiam się, że bym po powrocie nie skończył :shock:
Obrazek
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Moira »

czyli to do tych Kronik? Takie zwykłe opowiadanie?
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

A co chciałaś? By było napisane od tyłu? :P
Obrazek
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Moira »

aaaaaa....
w takim razie to zmienia postać rzeczy :)
Obrazek
mystics
Paser
Posty: 234
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:38
Lokalizacja: Czeluści piekła

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: mystics »

Czemu się nie chwaliłeś, że wrzuciłeś opowiadanie?
W sumie liczyłam na dalszy ciąg tamtego.. wy chyba nigdy nie kończycie tego co zaczynacie, no chyba, że jest krótkie.
To opowiadanie bardzo nowatorskie, motyw z gitarą ^^.
Najśmieszniejsze były spostrzeżenia złodzieja o właścicielu instrumentu.
A może tak postrzegają Ciebie? ;] eh.. ;p
Przednie z tym Artemusem :D Choć chyba nie powinien był go tak traktować.
Czyżby ukryta intuicja złodziejska? Zgodził się pracować dla 2 osób a miał jedne zlecenie.
A końcówkę to można se dopowiedzieć.. I tak oto złodziej został muzykiem :P Choć to tak wybiegając w przyszłość ;]
Tylko jak on przytaszczył 3 gitary?
Przecież gitary elektrczne są cieżkie :P
Przeważnie.. :]

A co to za konkurs..? :D

Wrzuć w końcu dalszy ciąg tamtego ;) Czekamy. Pozdro.
Życie ciągle uświadamia nas, jak mało o nim wiemy..
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Jest przyklejony temat o konkursie w "Twórczości Fanowskiej". Szlag... wy nic nie czytacie 8-)
Co do 3 gitar... prawdziwy facet da radę :D Poza tym Garciu zawsze biega z tyloma łupami i nadal może skakać, wspinać się po linach...

Ten typ zakończenia oddaje puentę w ręce czytelnika. Każdy może sobie wymyślić, co Garrett zrobił z gitarą. Może mu się spodobało, zachwycił się brzmieniem i sam poczuł riffy we włosach? A może coś zgrzytnęło, a ją rzucił w kąt?

PS: nie obiecuję dalszego ciągu "Howling of Love". :|
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Dawno nic nie pisałem...

Opowiadanie zupełnie inne od reszty, eksperymentalne.
Przeczytajcie, a dowiecie się dlaczego :) Spokojnie, nie jest długie...
Wielokrotnie zmieniałem koncepcję, jednak odrzucone pomysły zamierzam wykorzystać gdzie indziej.

PALE HEART
BLADE SERCE
Choć są tak blisko nas,
Choć to byli kiedyś ludzie
Ich natura, ich myśli,
Nawet dla Strażników są zagadką,
A Magowie niechętnie dzielą się wiedzą.

Istoty nieludzkie, acz człowiecze - rozprawy Strażnika Ygasia.


-Co się stało?
-Nie chcesz tego wiedzieć.
-Czy ja...
-Właśnie tak. To przykre, ale nie do odwrócenia.
-Nie... nie wierzę! To nie niemożliwe!
-Twój brak wiary nie zmieni rzeczywistości, nie cofnie czasu.
-Ale przecież... co ja tu robię?
-Miałaś pecha. Coś ciebie zatrzymało, musisz sama odkryć co i jak się uwolnić.
-Dlaczego mi to mówisz?
-Ktoś musi...
*
Opowieści i książki kłamią. Miałam dość czasu by się o tym przekonać... czasu?
To pierwszy przykład! Dla mnie nie istnieje coś takiego jak sekunda, minuta, rok czy nawet półwiecze! Po prostu trwam... a lata mijają niezauważenie. Gdyby nie Miasto dookoła i zmienne pory roku, to bym nie wiedziała jak długo tutaj jestem.
I ile mam lat.
Nadal szesnaście, czy należy dodać do tego te pięćdziesiąt?
Ponadto... inaczej myślę, inaczej czuję... nie opisze tego żadne słowo. Zwykły człowiek sobie tego nie wyobrazi... widoku dusz i uczuć tak namacalnych, jak niegdyś kamienie i rośliny! I odwrotnie... nikt nie pojmie jakie to wrażenie, kiedy próbujesz chwycić miecz, a twoje palce przenikają. Ja nie słyszę uszami, nie widzę światła, nie podnoszę przedmiotów. To wszystko zastępuje mi dusza, myśli i uczucia, których może tylko pozazdrościć mi żywy człowiek.
Pozazdrościć lub współczuć.
Może to dlatego umieramy, ponieważ ciało nagle nie jest w stanie pojąć tego wszystkiego...
Dopiero po pewnym czasie to zrozumiałam i byłam w stanie zakotwiczyć się jako tako, by móc w ogóle istnieć nie tylko jako dusza, ale wywierać pewien nacisk na rzeczywistość.
*
Pewnego dnia usłyszałam kroki na parterze domu. Zdarzały się już włamania... jednak intruzi uciekali na sam mój widok albo zombiego, który niegdyś wpadł do piwnicy i już nigdy z niej nie wyszedł. Nigdy nie byłam przepełniona nienawiścią, tak jak mój jedyny domownik... dla niego każda cząstka istnienia była bólem, każdy ruch, każdy bodziec, nawet myśl. Kiedy leżał, to dlatego że z bólu nie mógł stać, a kiedy stał, to ponieważ nie wytrzymywał już innej pozycji. Przeklęty taki los... ale on za to mógł zostać uwolniony dzięki jednemu płomieniowi ognia... a ja muszę odnaleźć i wypełnić coś, co mnie trzyma w tym piekle! On nawet nie miał duszy... to tylko ślepy twór nekromancji, niczym prymitywne zwierzę.
Tak więc usłyszałam kroki. Postanowiłam zejść po schodach, by móc stanąć z nim twarzą w twarz... nie mogłam powstrzymać ciekawości. Oczekiwałam, że z półpiętra ujrzę wystraszonego człowieka, który skrada się w stronę któryś drzwi.
Ale to ja się wystraszyłam!
Widziałam tylko zielone światełko w najgłębszym cieniu oraz błysk ognia, jakby na końcu strzały.
-Nie ruszaj się... ? wyraźnie powiedział niskim, przyjemnym głosem. Kiedyś lubiłam takie głosy.
-Nie zrobisz mi krzywdy ? odrzekłam hardo
-To strzała ognista... nie zabije takiego ducha jak ty, ale myślę że ból będzie nieprzyjemny.
Miał rację... postanowiłam zatem zmienić taktykę:
-Nie chcę ciebie skrzywdzić, możesz odłożyć łuk.
-Odłożę kiedy uznam za stosowne. To nie nastąpi zbyt prędko. Jednak... jeśli mi coś powiesz, to wtedy ten moment trochę się przybliży.
-Co chcesz wiedzieć?
-Szukam pewnego drobiazgu, który tobie na nie jest potrzebny. Chodzi o szafirowy naszyjnik, który nosiła niegdyś mieszkanka tego domu. Wiesz, gdzie go znajdę?
Poczułam podniecenie. Naszyjnik mojej matki! Zawsze go chciałam odziedziczyć i założyć... chociaż na chwilę. Obiecała mi go na dwudzieste urodziny, których nigdy nie doczekałam.
Już chciałam powiedzieć gdzie leży, jednak nagle opamiętałam się. To przecież złodziej, który chce rozkraść moje dziedzictwo!
-Nie powiem ci niczego.
Spodziewałam się huku ognia, ale jedynie dotarło do mnie... rozczarowanie:
-Dlaczego?
W tej chwili nie wiedziałam co powiedzieć. Bo w sumie... na co mi ten bezużyteczny bibelot Nie założę go, a ten człowiek na pewno go lepiej spożytkuje, uszczęśliwi kogoś i siebie.
Chyba z mej twarzy wyczytał wszystkie wątpliwości, gdyż powiedział:
-Na co tobie skarby? Lepiej uszczęśliwić nimi żyjących! Chyba się ze mną zgodzisz...
-Dobrze, jednak oczekuję w zamian przysługi, to uczciwe przyznaj.
-Zabawne... to już drugi raz, kiedy w czasie roboty w Zamurzu muszę wykonywać jakieś zadanka dla ducha. Powiedz o co chodzi, a pomyślę.
Od kiedy tylko zaczęłam zastanawiać się nad przyczyną swojej obecności tutaj, do głowy przychodził mi tylko jeden rozsądny powód: samotność. Muszę...
W tej chwili chmura odsłoniła księżyc. Jego światło padło na twarz nieznajomego, ukazując dokładnie niesamowicie przystojną twarz oraz dziwaczne, zielone oko.
Ja już widziałam to oblicze!
Słyszałam ten głos!
I... znam taką postać!
Nazywał się Aeric, nie znałam jego profesji ani przeszłości. Zaczepił mnie na ulicy, pytał o jakiegoś nie znanego człowieka, najwidoczniej pomylił mnie z kimś innym. Wyglądał tak samo, miał nawet identyczną zmarszczę na czole! Był sporo starszy ode mnie, może nawet o dziesięć lat. Jednak... serce od razu połknęło jego wizerunek i myślałam tylko o nim... aż śmierć nie przerwała mi uczuć.
On chyba też się zakochał, gdyż później spotkałam go znowu i znowu i jeszcze kilka razy. Dużo rozmawialiśmy na różne tematy...
Potem to się stało i już nigdy więcej go nie widziałam... aż do teraz!
-Aeric? ? spytałam naiwnie
-Ja?! ? zdziwił się nieznajomy ? w żadnym wypadku!
-Faktycznie, ty jesteś... ? nagle ujrzałam zamkniętą księgę, na której złotymi literami napisano ?Garrett ? Złodziej Którego Nikt Nigdy Nie Widział?.
-Już wiesz kim jestem, prawda? To moje fatum... że wszystkie takie straszydła jak ty od razu odgadują jak mnie nazwano!
Nie zwróciłam uwagi na ten nietakt, lecz kontynuowałam
-A taki podobny jesteś do Aerica...
-Jeśli to ciebie zainteresuje, słyszałem kiedyś o człowieku noszącym takie samo miano. Żył jakieś pół wieku temu...
Serce zabiło mi mocniej... a raczej zabiłoby.
-... poległ w Zaginionym Mieście, ratując ludzi przed tym, co spotkało waszą dzielnicę.
-A więc zginął tragicznie?
-Tak. Przykro mi... ale powiedz coś o tym... echem... zadaniu!
Zadaniu? Prawie już zapomniałam. Spojrzałam jeszcze raz na Garretta... i znowu uderzyło mnie gorąco! Przesuwało się coraz niżej, i niżej, aż dotarło do brzucha i łona, gdzie zaczęło się gotować. To przecież on... ale jakby w innej postaci! Ale to przecież niemożliwe...
-Potrzebuję czegoś... by stąd odejść... ? wyszeptałam, ale ku mojemu zdziwieniu Garrett poderwał się gwałtownie i schował strzałę do kołczanu, masując rękę:
-Tego się psiakrew obawiałem! Znowu pewnie będę musiał odprawiać jakieś przeklęte rytuały, szukać relikwii, świec, różańców i Szachraj wie czego jeszcze! Wymyśl coś innego!
-Ale... - poczułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu, jak rosną i jedna upada z sykiem na podłogę, znikając w srebrnej mgle. Schowałam twarz w dłoniach i zachlipałam... Jeszcze nigdy nie czułam się tak bardzo człowiekiem jak teraz... i znowu przypomniałam sobie o swej postaci!
Nie zważając na łzy zeskoczyłam na parter, przenikając przez barierkę. Smutek na nowo mnie rozpalił: zniknęły kontury i kolory, wszystko zamieniło się w gamę świateł: ciemnych i szarych, a wśród jarzeniowa zielona plama, która do mnie mówiła ?Garrett?... gdzieś w dole słyszałam, jak inny kolor mi szepce coś o zombich, ale zlekceważyłam to. Nie słyszałam niczego, tylko moje łzy przybrały złotą barwę i rosły w kałużę pod moimi stopami...
Nagle wszystko wróciło do normalności. Jakieś trzy kroki przede mną stał złodziej i trzymał w dłoni odkorkowany mały flakonik.
-Mów szybko! ? wycedził
-Ja... muszę się w kimś zakochać... ? wychlipałam ? i... coś zrobić z tym...
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem... i spytał po chwili:
-Ty chyba żartujesz... to przecież głupie.
-Jak to?
-Ja jestem człowiekiem, a ty duchem! Zresztą... ja już dawno stłumiłem to w sobie... to uczucie. Ono jest zbyt niepraktyczne i niebezpieczne.
-Ale... ? otarłam łzę ? ty... czuje tak samo ciebie jak Aerica... a on też musiał to zdusić, lecz obudził na nowo.
-Nie jestem Aericiem, choć może mieliśmy ten sam powód. Jednak on nie żyje, a ja tak, kto wie czy właśnie nie dzięki temu, że nie dałem się ponieść emocjom. Kto wie, czy on nie poszedł do tego łacherskiego Zaginione Miasta... bo nie mógł się pogodzić z twoja śmiercią? A może myślał, że w ten sposób się... zemści? A może nawet przywróci do życia? Nie wiem co chodzi po głowach Strażnikom.
-Strażnikom?
-Za dużo ci powiedziałem! Gdzie jest ten naszyjnik?
-Zgódź się proszę!
-Na co? Na to, że będę udawał że coś do ciebie czuję? Do ducha?
-Czemu nie? W niejednej powieści tak jest...
-To nie jest powieść.
-Ale może być...
-Dobrze! ? powiedział z niechęcią ? ale teraz daj ten medalion!
Poczułem w sobie płomień szczęścia, który szybko rósł i rósł, aż cały mnie wypełnił! Dopiero teraz przyjrzałam się dokładnie Garrettowi: był mojego wzrostu, a więc średnio wysoki jak na mężczyznę. Niesamowicie szczupły, lecz sylwetkę miał zdecydowaną i silną. Twarz inteligentna i sprytna, ubrany w czarną szatę z kapturem i płaszczem, a na plecach kołczan i łuk.
I to zagadkowe zielone oko...
-Naszyjnik jest pod twoimi stopami... te deska odsuwa się.
Pochylił się, otworzył skrytkę i wyciągnął z niego mój skarb rodowy. Od tak dawna go nie widziałam... nadal zachwycał swoimi maleńkimi klejnotami oaz misternymi złotymi łańcuszkami. Złodziej schował go do kieszeni i odwrócił się do wyjścia.
-A ja? ? powiedziałam z przestrachem
-Wrócę ? odrzekł krótko i już znikł mi z oczu.
Stałam jeszcze bardzo długo, zastanawiając się jak to możliwe, że ktoś tak podobny do Aerica zawitał w moje progi po półwieczu. W dodatku... wygląda na to że oni mają coś wspólnego: ?choć może mieliśmy ten sam powód?. To ?może? zabrzmiało jak ?na pewno?.
To przeznaczenie! To ono mi tutaj podsunęło Aerica, bym w końcu się uwolniła!
Jednak... kim jest tak naprawdę Garrett? Jego osobowość, jego dusza to ta zamknięta księga... jak ja otworzyć?
Postanowiłam podzielić się swoją radością z zombim w piwnicy. Wątpię, by rozumiał moje słowa, ale przynajmniej będę mogła się komuś wygadać.
*
Moja klientka delikatnie obracała naszyjnik w dłoniach. Być może udawała nieporuszoną, ale jej oczy zdradzały całą radość, jaką czuje kobieta na widok tak pięknej biżuterii. W sumie i ona jest urodziwa... wysoka, szczupła lecz bez przesady, z długimi nogami, które rozciągnęła zalotnie przed sobą. W ciężkiej, zielonej sukni oraz szmaragdowych pantoflach na smukłych stopach starała się mnie rozproszyć... nieświadoma że już dawno nauczyłem się bronić przed takimi sztuczkami.
Przedstawiła się jako Niralla, choć w tym imieniu brzmiał fałsz. Cóż... to zupełnie nie mój problem kim są klienci, jednak robić interesy z niektórymi to niebezpieczna zabawa.
Ponadto nie z każdym bym chciał.
Oczy jej świeciły jaśniej od naszyjnika:
-To wspaniałe... jestem pod wrażeniem!
-Widzę ? odrzekłem znudzony.
-Były problemy?
-Nie.
-Taki piękny... taki leśniawy...

Co?

Poderwałem się, sięgnąłem po sztylet i przystawiłem go jej do szyi. Była tak zaskoczona, że nie zdążyła nawet krzyknąć.
-Zakamuflowana Poganka, tak? -syknąłem ? nie lubię, jeśli zataja się przede mną takie rzeczy... nie mam najlepszych układów z wami, nieprawdaż?
Nie odpowiedziała, wlepiwszy wzrok w rękojeść noża.
-Powiedz więc ? kontynuowałem po chwili ? czego chcecie ode mnie? Po co wam ten naszyjnik?
-Dla... mnie... ? wyjąkała
-Taak? To czemu się ukrywasz?
-No... bo byś nie chciał robić interesów... z Poganami...
-Nie chciałbym. Jeśli to Ciebie pocieszy, to z Mechanistami, Hammerytami czy... innymi takimi sektami nie lubię się układać. Zawsze gdy czegoś chcecie, to mnie wplątujecie w afery, wojny i inne zbędne kłopoty.
-Ale... to... dla mnie...
-Skąd o nim wiedziałaś?
-Bo... ja się tylko domyślałam. Byłam tam kiedyś... i ona mi powiedziała.
-Kto?
-No... Penelopa. Ten duch... też ją musiałeś spotkać.
Cofnąłem się o krok. Chyba mówi prawdę, zresztą to nie moja rzecz. Niech idzie.
-Nie mam więcej pytań. Zapłaciłaś, dostałaś towar, możesz iść.
-Jaka ona jest?
-Przecież tam byłaś.
-Ale jej nie widziałam, słyszałam tylko.
-A więc... blondynka, proste włosy do łopatek, szczupła, wysoka? wręcz mojego wzrostu. Wystarczy taki opis?
-Bardzo mi jej żal... nie może znaleźć celu swojej obecności tutaj ani sposobu odejścia.
-Mówi, że musi... w sumie to nie powiedziała dokładnie. Coś o miłości.
-To prawdopodobne. Ja... lepiej pójdę...
Ulotniła się szybciej niż podejrzewałem.
Głupia historia... zakochał się we duch. DUCH! Pomijając samą dziwność faktu, że cokolwiek w tym przeklętym świecie może pokochać takiego złodzieja jak ja, to ponadto od razu to musi być duch! Istota nie do końca materialna, mająca jakieś zobowiązania, sekrety oraz naturę... no nie ludzką.
Bardzo śmieszna historia... ale nie dla mnie. W dodatku nie wiem jak ją zakończyć. Muszę tam wrócić... I co wtedy?

Oby ona wiedziała to lepiej ode mnie!
*
Nie sądziłam, że przyjdzie. Wyglądał na takiego typowego drania, co bierze co potrzebuje i ucieka.
Snułam się między piętrem a parterem, myśląc o nim. Nie potrafiłam robić nic innego, jak marzyć... marzyć... marzyć... i wzdychać.
Jeszcze nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego... świadomości bycia duchem, a zarazem pojednania z człowieczeństwem. Mam na myśli coś takiego: po raz pierwszy bawi mnie fakt, że moje stopy czy dłonie z łatwością przenikają przez żelazo czy drewno, tak samo że umiem wznieść się ponad ziemię oraz dotknąć płomienia.
Jednocześnie nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej byłam aż tak przepełniona ludzkimi uczuciami jak niepokój, namiętność czy pożądanie... w odróżnieniu od zwykłej, typowej duchowej obojętności czy gniewu, jakim charakteryzuje się mój nieumarły towarzysz.

Dlatego czułem drżenie mojego wyimaginowanego serca, czułam owego słynnego motylka w brzuszku czy ciepło na piersiach.
*
Siedziałam sobie na piętrze i wyglądałam przez okno w stronę zniszczonej karczmy, kiedy nagle usłyszałam za sobą przerażający głos:
-Na co patrzysz?
Odwróciłam się ze strachem ujrzałam przed sobą zakapturzona postać...z jednym okiem świecącym na zielono. Całe napięcie znikło, ustępując miejsca płomieniowi radości:
-Garrett!
-Przyszedłem... bo czekałaś. ? w jego głosie zabrzmiała nuta niepewności, jakby tak naprawdę nie wiedział po co tu jest. Zlekceważyłam to - Powiedz mi... jak to jest z tą twoją klątwą?
-Ja tak myślę... czytałam o tym nawet, że jak otrzymam pocałunek od osoby, którą kocham, która złoży go dobrowolnie na mych ustach, to wtedy będę mogła odejść.
Powiedziałam to! Od tak dawno mnie to niepokoiło. Bałam się, że mi nie uwierzy, ale tylko uśmiechnął się:
-Też słyszałem o takich przypadkach. A ty skąd o tym wiesz?
-Domyśliłam się. Miałam na to dość czasu...
-A więc... co mam robić?
-Chodź za mną!
Pobiegła do swego pokoju. Spędziłam tutaj całe swoje życie... patrząc się na niebieskie ściany, prosty żyrandol pod sufitem oraz sosnowe meble: biurko, szafę, skrzynię oraz kuferek na dziecięce skarby. W rogu stało łóżko ze spleśniałym materacem. Było to dziecinne łóżeczko tak krótkie, że przez ostatnie dwa lata życia musiałam sobie podkładać krzesło pod stopy. Przysiadłam na kołdrze, a on uczynił to samo.
-Co teraz?
-Teraz... ? zawahałam się. Wszystko to już przemyślałam z tysiąc razy, ale kiedy nadszedł ten moment... przestraszyłam się ? jesteś taki podobny do Aerica... podaj mi swoją dłoń. Ciekawe czy masz taką samą.
Podał mi rękę. Kiedy go dotknęłam, wzdrygnął się i wykrzywił, ale nie cofnął. Pogładziłam go... sama coraz bardziej wstrząśnięta.
Ta sama, twarda skóra. Te same silne mięśnie. Ta sama delikatność ruchów...

To niemożliwe... nawet jakby żył, byłby starcem.

Spojrzałam mu w prawdziwe oko... widząc w nich znowu tę przeklętą zamkniętą księgę. Nie... tak się nie dowiem prawdy. Również wglądanie w duszę kończy się twardą okładką.

Kim ty jesteś?

Zdjęłam mu kaptur, a rozbłysła zieleń tego dziwnego oka. Uśmiechał się lekko, ale mając minimalnie nieobecną minę. Zamknęłam swoje oczy i zbliżyłam się, by go pocałować, swego Aerica...
*
Usiedliśmy na starym, zniszczonym dziecięcym łóżeczku. Komnata nie wyglądała zbyt uroczo, trochę tanich mebli i niebieskie ściany do tego. Jak dla mnie przygnębiające wrażenie.
-Co teraz? ? spytałem, starając się wyglądać przyjaźnie, choć nie podobało mi się to wszystko. Gdyby nie poczucie długu wobec niej... natychmiast opuściłbym pokój.
-Teraz... ? zawahała się ? jesteś taki podobny do Aerica... podaj mi swoją dłoń. Ciekawe czy masz taka samą.
Podałem, a momentalnie przeszedł mnie zimny dreszcz. To dziwne... widzieć jak czyjeś świecące, blade palce dotykają ciebie... takie zimne i o jakby konsystencji pary... lecz stałem. Niedoopisania.
Spojrzała mi w oczy, a ja w jej białą twarz. Niby wyglądała jak zbyt jasna dziewczyna... i przeźroczysta odrobinę... ale to strasznie banalny opis. Było w niej coś przejmującego, jakbym patrzył nie na ducha, a na światło o ludzkim kształcie, o kolorach i odcieniach niespotykanych nigdzie indziej.
Zbliżyła się, aby mnie pocałować...
Dotknęła mnie wargami zimnymi jak kamień...
*
Poczułam gorący strumień, który oblał me plecy. Potem gorąco Garretta, bijące niczym płomień z otwartego pieca hutniczego. Ujrzałam jego duszę... ową księgę, jednak teraz już wyciągałam rękę by ją otworzyć, już zaciskałam palce na okładce, by dowiedzieć się czy to naprawdę Aeric... skóra była paląca, jednak nie puszczałam, lecz szybkim ruchem przewróciłam okładkę.
Na pierwszej stronie jaśniała wielka dziurka od klucza, a obok niewyraźny kształt.
Wiedziałam co robić!
Następna strona!
Łuk skrzyżowany ze strzałą i mieczem.
Dalej!
Złoty puchar, pełen błękitnej, migoczącej wody.
Nic z tego nie rozumiem... co to jest?
Przerzuciłam kilka kartek...
Coś jakby kamienne, białe oko z trzema nóżkami...
-NIE BĘDZIESZ NA MNIE PATRZYŁA!
Księga wyrwała mi się z palców i hukiem zatrzasnęła. Próbowałam ją ponownie chwycić, lecz nie mogłam dosięgnąć.
Szlag!
Ale... dlaczego wciąż tu jestem? Przecież pocałowaliśmy się... i on wyraził zgodę... a jest taki podobny do Aerica...

Otworzyłam oczy...
*
Wszystko działo się bardzo szybko.
Najpierw poczułem zimny lód, który wsypywał mi się gardła i żołądka. Potem jakby ktoś objął moja głowę dłońmi... a potem błysk... i myśli stały się czyste, klarowne i łatwe. Widziałem odległe wspomnienia, o których już dawno zapomniałem, twarze, dźwięki, głosy i obrazy, które straciłem...

Otworzyłem oczy...
*
Garrett siedział obok wyraźnie wstrząśnięty... i przecierał swoje normalne oko:
-Dlaczego to zrobiłaś? Co widziałaś?
-Nic z tego nie rozumiem...
-Ja też sam nie wiem co tam spisano.
-Jesteś przecież Aericiem... więc dlaczego wciąż tu jestem?
-Może łączy nas zbyt małe podobieństwo?
-To niemożliwe... to... nie rozumiem...
-Najwidoczniej? - zacisnął zęby na chwilkę ? najwidoczniej to nie to.
-Jak to? ? krzyknąłem przerażona uderzona paniką. Czyżby całe pól wieku domysłów i planów... okazało się zbędne? ? zabij mnie! Przebij mieczem! Szybko!
-To nie pomoże... tylko sprawi ci ból, ale nie rozwiąże problemu. Musisz szukać innej drogi.
-NIE! ? krzyknęłam i wybiegłam z pokoju. Nie słyszałam siebie, nie widziałam niczego. Biegłam, biegłam, biegłam! Świat znowu tracił kontury, lecz to mnie nie obchodziło! Nic mnie nie obchodziło!
Nagle wszystko znikło.
*
Pokręciłem głową. Oczywiście, że mi jej żal? ale to w sumie nie mój problem. Powstałem i ruszyłem do wyjścia... przebywanie w jednym domu z oszalałym z rozpaczy duchem to zły pomysł.
Już na zewnątrz podjąłem decyzję, że tu kiedyś wrócę... zobaczyć jak jej się powodzi. Może to tego czasu odkryje nowy sposób?
Może lepszy?
Znikłem w ciemnej uliczce... mając wrażenie, że ktoś krzyczy rozpaczliwie.
Obrazek
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Moira »

Hahaha! Dobre ;) Niralla. Od razu, nawet jak nie podałeś imienia wiedziałam, że o NiRę chodzi :-D

opowiadanie ciekawe, interesujący pomysł. Szkoda tej duszki
cóż takie życie, no nie?
Obrazek
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Edversion »

No muszę powiedzieć, że opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło. Wiele ciekawych pomysłów - duch jako jeden z głównych bohaterów, Aeric i zamaskowana poganka, aczkolwiek zakończenie troszkę mnie rozczarowało. Czekałem i czytałem z myślą, że dowiem się czegoś niezwykłego, a całą opowieść skończyła się bez najmniejszego wyjaśnienia.
Ale ogólnie mówiąc bardzo przyjemnie się czytało, a błędy były niemal niezauważalne. :)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Z zakończeniem miałem sporo pleblemów... jets trochę jakby ucięte, tak jak ucięte zostały marzenia Penelopy. Trochę jest w tym też mojego lenistwa...
Cóż... los tragiczny nawet po śmierci... zauwazyłem że moje opowiadania są zazwyczaj słodkie i optymistyczne. Dlatego napisałem coś innego...
Obrazek
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Caer »

No proszę, proszę, wyrabiasz się :).
Opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie, również z przyjemnością zauważam, że odrobiłeś lekcję historii :). Jest kilka literówek i braku przecinków, ale to drobnostki.

Uwagi:
...z długimi nogami, które rozciągnęła zalotnie przed sobą...
Rozciągnąć to można dywan. Wyciągnęła przed siebie brzmiało by poprawniej.

Dlatego czułem drżenie mojego wyimaginowanego serca, czułam owego słynnego motylka w brzuszku czy ciepło na piersiach.
Rozumiem, że pisanie jako kobieta może być dla mężczyzny nieco mylące, ale zdecyduj się na płeć ;). No i ciepło można czuć w piersiach (tzn. na piersiach też, ale jak się trzyma na piersiach np. kota ;)).

Pobiegłam do swego pokoju. Spędziłam tutaj całe swoje życie...
Mmm brakuje.

...takie zimne i o jakby konsystencji pary... lecz stałem. Niedoopisania.
Nie, w tym momencie siedział. Pewnie chodziło o to, że nie cofnął dłoni :). I ostatni wyraz pisze się osobno ;).

Niby wyglądała jak zbyt jasna dziewczyna...
Hm... o zbyt jasnej karnacji/cerze może...?


{recenzja mode off} Hm... czy scena z "czytaniem księgi" nie była czymś zainspirowana...? Wydaje mi się znajoma... :) {recenzja mode on}

Najpierw poczułem zimny lód, który wsypywał mi się gardła i żołądka. Potem jakby ktoś objął moja głowę dłońmi... a potem błysk... i myśli stały się czyste, klarowne i łatwe.
I w tym momencie widzę wsypujące się do gardła i żołądka kostki lodu, takie same, jakie daje się do drinków :P. Może lepiej by było ...poczułem chłód wlewający się.... No i czy myśli mogą być łatwe? Może przejrzyste. Choć klarowne i przejrzyste to w sumie "masło maślane"...


Ogólnie... podoba mi się. Widzę kilka świeżych pomysłów i ciekawych rozwiązań. Oby tak dalej.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Za niektóre błędy to mi wręcz wstyd (te zamiany płci czy rozciągnięcie nóg ;) ), ale cieszę się, że się podobało ;P
Motyw z czytaniem księgi nie jest zainspirowany, jednak nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś faktycznie już kiedyś coś podobnego napisał. Wszak to nie jest jakiś wyjątkowo twórczy pomysł.
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Keeper in Training »

SPIDIvonMARDER pisze: Każdej zainteresowanej osobie wyślę jej kopię. Całość ma 113 stron (wersja 1.0), jest w formacie pdf i zajmuje chyba ok. 8 mega.
Proszę mi na priva podać adres maila, a ja wyślę plik.
Bym bardzo prosił o opinię. To mój debiut literacki i recenzje czytelników są dla mnie bardzo ważne.
Napisałeś książkę? To może być coś naprawdę ładnego... Zastanawiałeś się nad wydaniem jej w ograniczonej liczbie egzemplarzy, jako pamiątkę? A na pierwszej stronie mógłbyś zamieścić jakąś fajną dedykację i zamknąłbyś tym usta ewentualnym roszczeniom w sprawie praw autorskich. Podaję adres: zrxmfxob@lykamspam.pl i czekam na Twoje dzieło :) !
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Wysłałem :P

Książka jest wydrukowana w dwóch egzemplarzach, jeden zgubił mój kiumpel., a drugi mam ja. Nie widzę problemu w wydrukowaniu jej, napisania dedykacji i wysłaniu pocztą... jednak to by odrobinkę kosztowało :P Wszak poczta, papier i tusz nie są za darmo... Jak ktoś chce to proszę bardzo :D
Niestety, wątpię by było wiele takich osob, więc obawiam się, że by mi się nie zwróciło... a za biedny jestem na klęski finansowe... zwłaszcza że Fabryka Słów zdaje się nie być zainteresowana moją inną twórczością. Będe próbował dalej...

A co do samej książki...
Czy jest ładna? Nie wypada mi oceniać swojej obecnej twórczości (a ona jest eheme...ale za to...argh....), jednak "Thief - The Dark project" na pewno prezentuje dużo niższy poziom. Po prostu pisałem to kilka lat temu i mój warsztat pisarki wtedy dopiero debiutował na dobrą sprawę. To moja pierwsza praca mająca ponad 10 stron.
Jednak bez fałszywej skromności... o ile stylistyka leży, o tyle fabuła i pomysły myślę, że są dobre. Świat Garretta został uzupełniony, poszerzony, a także trochę zmodyfikowany. Zwłaszcza do dziś lubię motyw ze
► Pokaż Spoiler
Jednak chyba warto to przeczytać... nie jako dzieło, ale jako czyjąś wizje dobrze znanego nam wszystkim świata.

Nie mówiąc o tym, że to dla mnie przełomowy tekst... od niego postanowiłem, że chcę zostać pisarzem w życiu :P
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Keeper in Training »

SPIDIvonMARDER pisze:zwłaszcza że Fabryka Słów zdaje się nie być zainteresowana moją inną twórczością. Będe próbował dalej...
Spidi, a znasz może "Bezkurtynkę"? To jest dużo lepsze niż Fabryka Słów, chociaż kasy na tym się nie zbije, he, he ;). Tak się miło składa, że współpracuję z tą piękną instytucją i jeśli chcesz, mogę zapytać, czy wydaliby coś takiego. Myślę, że to możliwe. Jedną rzecz jeszcze powinieneś wiedzieć, że to amatorski "klubik" miłośników literatury, teatru i innych "muz dzieci" 8-). Tak więc, nie jest pewne, czy Twoja piękna książka trafiłaby, powiedzmy, do Wietnamu :( :o . Ale wydaje mi się, że gra jest warta świeczki. Adres znasz, odpowiedź kieruj właśnie tam.
SPIDIvonMARDER pisze: od niego postanowiłem, że chcę zostać pisarzem w życiu :P
I UDAŁO CI SIĘ!!!
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Nareszcie skończyłem! Pisałem to tyle czasu, że aż wstyd...

Jaiś czas temu zapowiadałem horror. Nie wiem czy to co wyszło to horror, dużo w tym przemyśleń, strachu niewiele. Jednak niewątpliwie czytanie tego przy zgadzonym świetle doda odrobinę magii ;)
To jedynie część pierwsza, w drugiej nastąpi rozwinięcie wątków.
Zapraszam!




THE FAIL OF THE THIEF
UPADEK ZŁODZIEJA

WSZAKSZY TO IMĆ ZŁO I PRAWO
COM NIEGDYŚ CZYNIWSZY
WIECZNE I W ZMYCIU MĘKĄ
W KIEDYŚ I JUTRO TEŻ ŻYWSZY!

Anonimowe kazanie szamana Pogan

Są w Mieście nawiedzone domy... wyrastają wokół nich różne legendy i strachy? podczas gdy często nie ma czego się bać. Jaką krzywdę może zrobić jakiś opętany duch czy ożywieniec?
Oczywiście... jaką krzywdę odpowiednio uzbrojonemu i inteligentnemu złodziejowi?
W Starej Dzielnicy, tuż obok Zamurza znajduje się właśnie taki dom, w którym ponoć straszy. Z racji, że jedna z jego ścian styka się z Murem, to mniej obeznani w historii Miasta myślą, że po prostu w czasie budowy bariery go pominięto. Wykazują się ignorancją niewiedzy, gdyż ów domostwo stało się? ciekawe dopiero jakieś trzy czy cztery lata temu.
Miałem je na oku od jakiegoś czasu. Obserwowałem je uważnie i doszedłem do wniosku, że to teren dość mało zbadany, wyglądający obiecująco. W dodatku okoliczni mieszkańcy opowiadali liczne mrożące krew w żyłach historie i hałasach dobiegających z domu... o bladych postaciach, które czasem na chwilę pojawiały się w oknach, czy wreszcie o tajemniczym zaginięciu strażnika miejskiego, który kiedyś postanowił zbadać ów domostwo. Co ciekawe, ponoć komisariat nigdy nie wysłał ani ekipy ratunkowej, ani nawet kapłana, by pobłogosławił zaginioną duszę. To ostatnie trochę mnie dziwi....
?a tam zresztą... nie mój problem.
Stwierdziłem, że wejście od frontu jest bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Ktoś kiedyś pozabijał od zewnątrz okna i drzwi deskami oraz namalował ostrzegawcze hasła i symbole zakonu młota. Niby pozostawało pierwsze piętro, ale z jakiegoś powodu okiennice na szczelnie zamknięte, co było widać przez lunetę.
Jednak pewnego dnia, zupełnie przypadkowo odkryłem ukryte wejście do domu przez kanały. Wyliczyłem, że zaprowadzi mnie do południowego krańca budynku, a z racji, że znajdowało się na terenie Zamurza, to nie powinno zostać już wyeksploatowane. Postanowiłem, że ona będzie moją drogą ku... czemu właściwie? Czego ja szukałem w tym biednej ruinie?
Nieraz już wybierałem cele za pomocą szóstego zmysłu, nosa złodziejskiego. Raczej potem nie żałowałem, to też jestem pełen nadziei, że i tym razem się opłaci. Równocześnie nie wyczuwam żadnego większego niebezpieczeństwa ani nawet konkurencji. Zatem... szkoda czasu!
*
Zamurze nigdy nie jest puste... pomimo, że ludzi tutaj się nie uświadczy, to w powieści zawsze coś... żyje i zakłóca ciszę. Jakieś gwizdy, trzaski, dalekie jęki. Nawet pomimo głębokiej nocy, w czasie kiedy nawet najruchliwsze dzielnice Miasta zasypiają, w Zamurzu trwa to ponure życie we śmierci. Wolę się z nim bliżej nie zadawać, toteż korzystając ze światła gwiazd przekradłem się szybko do włazu do kanałów. Ze starych planów wyczytałem, że prowadzi on jedynie do kilku najbliższych domostw, zatem nie powinna to być znana droga. Wieko było zaśniedziałe, jakby do wieków nikt go nie ruszał, zatem musiałem je wpierw oczyścić. To dobrze... teren dziewiczy. Droga wolna!
Zsunąłem się po zardzewiałej drabinie do niskiego loszku. Moje mechaniczne oko dobrze widziało nawet w tak gęstych ciemnościach, toteż posuwałem się bez strachu, brnąć w sięgającej kostek warstwie szlamu. Jak tylko ujrzałem wystającą z niego ludzką kość, to wolałem go nie rozgrzebywać.
Po chwili dotarłem do stromych, kręconych schodków zakończonych maleńkimi drzwiczkami. Otworzyłem je wytrychem i mocno pochylając się wszedłem do zagraconej spiżarni. Wszędzie poniewierały się potrzaskane półki i słoiki. Po przetworach na szczęście nie pozostał ślad.
Najpierw warto się skierować do... gabinetu, gdzie zapewne w skrytce przechowywano dokumenty oraz kosztowności. Tak zawsze się robi w cywilizowanych i zamożnych domach.
Już stałem jedną nogą w kuchni, kiedy nagle wprost na głowę spadł mi garnek z półki. Chwyciłem go w ostatniej chwili przed roztrzaskaniem się na ziemi... do łachera! Co ze mnie taka ciamajda?! Psiakrew... uważaj trochę... ten hałas może być zgubny.
Kuchnia wyłożona czarnymi kaflami, na środku brudny stół, a pod ścianą kilka szafek. Nawet nie zaglądałem do środka... na co mi zapleśniałe i obgryzione przez szczury pozostałości prowiantu?
Dalej przejście do jadalni... złamany w połowie stół, obok poprzewracane krzesła. Poza tym pokój był pusty... trochę to dziwne. Żadnych obrazów. Czyżby jednak ktoś mnie ubiegł? Niedobrze?
Następnym pokojem okazał się salon czy coś w tym guście. Stół bardzo podobny do tego z jadalni, ale także rozpruta sofa, pootwierane szafki i jasne miejsca na ścianie po obrazach. Cóż... szabrownicy mieli tutaj używanie... zatem dla mnie pewnie pozostała nadzieja, że skrytki nie znaleźli.
O ile tu taka jest!
Szczerze mówiąc poczułem mnie zniechęcenie. Nie chciało mi się nawet dokładnie przeszukiwać szuflad... wszak nie przyszedłem tutaj dla jakiegoś zagubione pierścionka, który poprzedni włamywacze łaskawie zostawili. Mam swój honor.
Ten honor chyba mnie tak zaślepił, że znowu wszedłem do jadalni. Do ciężkiej choroby... ja zaraz zwariuję. Odwróciłem się i już miałem z powrotem ruszyć do salonu, kiedy szósty zmysł mnie przed czymś ostrzegł. Przed czym?
Rozejrzałem się uważnie, równocześnie zaciskając dłoń na rękojeści miecza. Coś tu jest... i na mnie patrzy. Znam to uczucie... i bardzo nie lubię.
Jednak pomimo opukania wzrokiem każdego cala ścian, sufitu i podłogi, nie wykryłem niczego groźnego. Wszystko leżało tak jak je zostawiłem... może nie pamiętałem, by któreś krzesło stało przy samej ścianie, ale nie mam w zwyczaju notować aż takich szczegółów.
Wróciłem się i powoli otworzyłem drzwi. Spodziewałem się ujrzeć za nimi kolejny pokój czy korytarz pogrążone w nieładzie, ale... aż stanąłem skamieniały.
Przede mną znajdowała się jadalnia... identyczna jak ta za moimi plecami. Te same krzesła i pęknięty stół... obejrzałem się gorączkowo do tyłu i aż jęknąłem z wrażenia. Przed i za drzwiami ta sama komnata! Co to jest? Szaleństwo? Zmęczenie? Halucynacje? Złudzenie? Co do diabła?!

Pułapka...

Ostatkami silnej woli nie poddawałem się panice. Wiedziałem jednak, że i ten bastion upadnie, jeśli czegoś nie zrobię! Czegokolwiek... chociażby bzdurnego.
Dlatego usiadłem na najbliższym krześle i dokładnie zlustrowałem wzrokiem framugę. Nie... to nie lustro... rzuciłem w nie monetą, a ta poleciała dalej... i usłyszałem jej brzęk za sobą. Obróciłem się... i za popękanym stołem, w kolejne sali na prostym, drewnianym krześle siedziałem we własnej osobie odwrócony plecami. To fascynujące... zapewne siedziałbym tak przez godzinę i zachwycał się tą surrealistyczną sytuacją, gdyby nie poczucie zamknięcia... i braku powietrza. Jakby ściany się przybliżały, a w dookoła ubywało tlenu. To dzieje się naprawdę, czy tylko atakują mnie złe czary?
Postałem i zacząłem opukiwać ściany. Były tak realne, że pomimo najsilniejszego pragnienie, nie mogłem ich uznać za iluzję. Tak samo framugi i podłogę. Chciałem się wrócić, ale najwidoczniej znalazłem się w jakieś pętli... zamkniętej w jadalni.
Pętli... co ja wiem o pętlach? Niewiele... nie mają końca i kręcą się wokół czegoś. Nie da się z nich wyjść w zwyczajny sposób. Tutaj trzeba użyć sprytu... postąpić niekonwencjonalnie, może nawet absurdalnie. Niestety, z tym ostatnim mogę mieć problem, gdyż nie przepadam za absurdem i się na nim nie znam.
A może... w zamyśleniu zacząłem iść przed siebie, pokonując jedną jadalnię za drugą... a może... jakby tak... postarać się zrozumieć... istotę tego czaru? Bo to czar jest na pewno, nie ma wątpliwości.
Ale jaki? Co ja mogę zrobić?
Okien brak, tak samo sieć elektryczna nie znika w gniazdku, tylko biegnie wzdłuż sufitu, po drodze przechodząc przez mały mosiężny żyrandol. Przełączyłem kontakt, ale światło nie rozbłysło. Dlaczego? Przecież ta część Miasta jest podłączona... nawet w Zamurzu palą się latarnie!
Coś tu nie gra... przewód wygląda na kompletny, a o ile pamiętam, to elektryczność raczej nie poddaje się magii... ten brak okien też jest dziwny. Kto by budował taką jadalnię?
Do łachera... może to wszystko źle oceniłem?
A jakby...
Jakby to wszystko okazało się ułudą? Klatką mego własnego umysłu?

Nagle znalazłem się z powrotem w spiżarni, tuż obok leżącego na ziemi garnka. Przetarłem oczy zdumiony... co tu się dzieje?

Chcą mnie przestraszyć? Ostrzec? Zniechęcić?
Czyżby to wszystko było snem?
Przeszedłem przez kuchnię, jadalnię i salon, by wyjść w ciasnym korytarzyku. Po lewej stronie miałem przejście do pokoi, a po prawej schody na piętro. Postanowiłem zwiedzić do końca parter?
?kiedy to rozległo się ciche plaśnięcie.
Z niesmakiem spojrzałem na kałużę, w którą wdepnąłem... co to jest do ciężkiej choroby? Ten dom przestawał mi się podobać coraz bardziej. Schyliłem się i powąchałem tajemniczą ciecz.
Aż mnie odrzuciło do tyłu.
Krew...
Psiakrew! Co to jest?! Morderstwo?! Świeża, wciąż płynna... i taka sama w sobie, bez smug czy nawet jakiś resztek. Komuś się wylała zupa? Nic nie rozumiem...
W dodatku nie chciała krzepnąć, ani w kałuży, ani na butach.
A może to nie jest zbyt świeże, tylko magiczne? Słyszałem, że czasami krew przelana w sposób niegodziwy nie krzepnie, by wciąż przypominać mordercy o jego przeklętym czynie. Stąd się wzięło przysłowie ?mieć krew na rękach?...
Poszedłem dalej, ku sieni. Po drodze mijałem zabite deskami okna i zniszczone obrazy przedstawiające byłych domowników. Ściany wyłożono purpurową tapetą, a gdzieniegdzie boazerią, co swoje najlepsze lata już dawno przegapiła. Przegniła i zaczęła odłazić w wielu miejscach. Najgorsze było to, że to wszystko wyglądało na biedne jeszcze w czasach świetności... to znaczy zbyt biedne, by mi się opłacało okradać. Czyżby jednak mój zmysł mnie oszukał?
Korytarz kończył się maleńką sienią, zawaloną liśćmi i innymi śmieciami. Zakląłem i wróciłem się.
Dziwne to wszystko... ponoć dom nawiedzony, a cisza tak głęboka, że aż przerażająca. No.. i tak pusto.... nic tylko złażąca tapeta, żadnych mebli i obrazów. Podłoga też sterylna... od sieni aż po schody nic na niej nie ma, nawet kłębka kurzu!
Ten dom od początku do końca jest nie w porządku, nawet jak na standardy przeklętych budynków. W dodatku... co tu nawiedzonego? Nic takiego jeszcze nie spotkałem, a to też jest niepokojące.
Jednak jest za wcześnie, by rezygnować. Jeszcze nawet nie zwiedziłem piętra... odwrót oznaczałby słabą wolę i tchórzostwo.
Schody jak schody, wąskie, wyłożone dywanem w jednym z odcieni purpury, która króluje w tym domu. Starałem się stawiać stopy na wykładzinie, by nie wywołać hałasu, jednak ku mojemu zdziwieniu deski nie skrzypiały. Na półpiętrze znajdowała się framuga pozbawiona drzwi, a za nią? gabinet! W sali pełnej portretów, na pokrytych boazerią ścianach, na środku czerwonego i wzorzystego dywanu stało biurko z popielnicą i różnymi przyborami pisarskimi.
Świetnie! Tego szukałem!
Jeszcze jeden obraz wisiał tutaj, na półpiętrze. Przedstawiał nagą, młodą kobietą karmiąca piersią niemowlę. Dość oryginalny motyw jak na miejsce, gdzie przyjmuje się interesantów.
Podszedłem najpierw do biurka. Szuflady okazały się puste, tak samo blat nie przedstawiał niczego interesującego.
Chwyciłem kałamarz, a on wyleciał mi z rąk i obryzgał całe krzesło atramentem.
Co jest do ciężkiej choroby?! Czemu mi dziś wszystko leci? I czemu ten cholerny atrament nie wysechł przez tyle lat?
Dotknąłem go palcem i powąchałem. Miał metaliczną woń krwi.
Odstawiłem go powoli na biurko i na chwilę zamarłem.
Chyba czas podsumować fakty...
?domostwo na pewno nie jest zwykłym opuszczonym domem, ani nawet typowo nawiedzonym. Nie ma tu żadnych nieumarłych?
?ale są inne niepokojące rzeczy.
?co chwilę natrafiam na tajemnicze zjawiska, ten kałamarz?
?pułapka w jadalni?
?i... mam wrażenie że ktoś majstruje w mojej pamięci! Jakby ścierał wspomnienia gumką, lecz niezbyt dokładnie. Na przykład korytarz na parterze... czy on na pewno był taki pusty? Nie wydaje mi się?
Trzeba się stąd jak najszybciej ewakuować.
Jednak w tej samej chwili dostrzegłem, że jeden fragment panelu naściennego różni się od pozostałych, jest jakby lekko poobijany na krawędziach.
Bingo...
Wybadałem palcami, w którym kierunku to mogłoby się otwierać, zahaczyłem maleńki haczyk z linką o krawędź, a potem oddaliłem się i schowałem za stołem. Jeszcze raz rozejrzałem dookoła i pociągnąłem za sznurek.
Panel odskoczył ukazując wnękę w ścianie. Leżało w niej kilka woreczków oraz dwa złote naszyjniki na małej książce. Jeszcze raz oglądnąłem skrytkę i wziąłem woreczki, czując w palcach kształt monet? świetnie. Zaopiekowałem się też naszyjnikami i otworzyłem książkę? skoro ją schowano w takim miejscu, to powinna być cenna.
Jednak niestety rozczarowałem się? okazała się potwornie zniszczona, pozbawiona większości stron, a te co pozostały świeciły pustkami. Jednak okładka została poprzeszywana złotymi nićmi, zatem może uda się ją sprzedać za jakieś miłe pieniądze.
Zresztą... jak już tu przyszedłem, to wypadałoby coś wynieść. Tak nakazuje dobre wychowanie.
Wsadziłem go do kieszeni i skierowałem się ku wyjściu.

I znowu mnie napadły wątpliwości. Zdawało mi się, że wszedłem tutaj po schodach... a teraz znowu byłem na parterze, na korytarzu... w dodatku wdepnąłem w jakieś... kałużę z czymś czerwonym. O cholera?

Wyjść stąd!

Okno!

Wyciągnąłem miecz i uderzyłem w okiennicę. Nagle niemalże ogłuszył mnie kobiecy krzyk... tuż za moimi plecami! Obróciłem się błyskawicznie z wysuwając klingę, lecz nikogo nie ujrzałem, ściana jedynie spływała krwią... krew na podłodze, strumyczek z górze, dalej, wysoko, na wysokości mej twarzy, płynie z obrazu, a na nim kobieta z dzieckiem u piersi, wgryzionym w jej pierś i z wyrwanym kawałkiem mięsa! Ona ma z bólu szeroko rozwarte oczy i usta, ono ostre zęby i pazury, wszystko zachlapane krwią, krew nawet na moim płaszczu i klindze.
Ale to nie ja...
Czy ja?
Nie pamiętam niczego...
Na Budowniczego? co ja zrobiłem!
Co mnie do tego skłoniło?

Rzuciłem miecz na posadzkę i spojrzałem na swoje dłonie, czerwieńsze od rubinów, czerwieńsze od krwi, która je całe zalała. To nie moje dłonie... ale mordercy, ja takich nie mam? nigdy nikogo nie zabiłem bez powodu, ani bezbronnego? to los mnie zmuszał, on zlecał zabójstwa? to on jest winny! To on chciał tego wszystkiego!
Karras... musiałem, albo on, albo ja... prawo dżungli.
Constantin tak samo.
Kilku łotrów... obrona własna.
Naprawdę!

Nie mogę nic zrobić!
Rzuciłem się do tyłu.

Poczułem najpierw pustkę w głowie, a potem świeże powietrze.
A potem tylko ból i straciłem przytomność.

*
Ból.
Ból.
Ból... cholerny jak nie wiem co.
Otworzyłem oczy. Była nadal noc, choć już na wschodzie jaśniała delikatna łuna. Ujrzałem nad sobą ścianę domu oraz otwarte okno na piętrze.
Aha, no to wszystko jasne.
Poruszyłem palcami u rąk i nóg... kręgosłup w porządku. Lewa noga... dobrze, prawa też... prawa ręka tak samo, lewa?
-Aaargh! ? krzyknąłem zaskoczony.
Jasny gwint? chyba sobie złamałem?
Podźwignąłem się delikatnie, tak by nie uszkodzić jeszcze bardziej ręki i zawinąłem ją w płaszcz tworząc prowizoryczny temblak. Jak mnie ktoś z tym zobaczy? ale na dach nie wejdę! Psiakrew? a do domu daleko?
Ostrożnie ruszyłem przed siebie.





PS: a nie mówiłem, że w tym tekście mamy Garretta w zupełnie nowej sytaucji! Nigdy jeszcze nie miał niesprawnej ręki! Zobaczycie jakie tego będą konsekwencje...
Obrazek
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Edversion »

Hehe, Spidi, widzę, że próbujesz sprawdzić siebie w pisaniu przeróżnych sytuacji. Zwykłe kradziejki, romantyczna historia o duchu kobiety zakochanej w Garrettcie, a teraz horror. Pomysłów Ci nie brak. ;)

A jeśli chodzi o tekst, to początek taki sobie, na końcu jednak akcja troszkę się rozwinęła. Ale niestety do tej pory nie wiemy co stało za tym domem, co tak straszyło i mąciło w głowie złodzieja. Ciekaw jestem, mogłeś to trochę rozwinąć i wytłumaczyć. ;)
Aha. Teraz przeczytałem, że będzie część druga. To ja już nic nie mówię. :)
Awatar użytkownika
Mjodek
Poganin
Posty: 707
Rejestracja: 12 kwietnia 2008, 16:25
Lokalizacja: Zadupie

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Mjodek »

Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem więc nie wiem czy to są błędy, ale oprócz literówek rzuciły mi się w oczy takie wyrażenia:

" Wykazują się ignorancją niewiedzy, gdyż ów domostwo stało się?"

Ignorancją niewiedzy? Coś mi tu nie pasuje. I "owe domostwo" chyba powinno być.

Gdy pisałeś o przejściu przez kanały, użyłeś sformułowania "...nie powinno zostać już wyeksploatowane".

Wydaje mi się, że zamiast "już" winno być "jeszcze". I nie jestem pewien, czy przejścia można eksploatować :P

"Kuchnia wyłożona czarnymi kaflami"... Przeczytałem "flakami" :D

Czekam na dalszą częśc bo ta w sumie niczego nie wyjaśnia, jak to juz zaznaczył Edversion. Najbardziej zastanawia mnie historia tego miejsca, która może wyjaśni dlaczego jest nawiedzone.

EDIT: A może jednak owo domostwo? Cholera, zapominam powoli jak się po polsku pisze przez te studia...
Ostatnio zmieniony 20 grudnia 2009, 00:44 przez Mjodek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Cieszę się, że was zaintrygowało ;D Obiecuję wszystko wyjaśnić (Garrett ma książkę!). Domyślacie się?
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Keeper in Training »

Spidi, dziękujemy gorąco za kolejną porcję kultury :). Tekst intrygujący w swej niedopowiedzianej formie. Prekursorem tego stylu jest bodajże Magpie (myślę, że właśnie jej "Dziełami zebranymi" z Gildii się inspirowałeś). Było kilka błędów gramatycznych, ale niewielkich, zresztą nie będę się powtarzać, moi przedmówcy wyjaśnili. Tylko na przyszłość, koledzy, OWO DOMOSTWO, nie ÓW czy OW ;). Podejrzewam, że w kolejnej części zamierzasz rozwinąć wątek książki i obrazu. Znane są przypadki "dwustronnych" malowideł ze średniowiecza i renesansu, tj. z jednej strony były nieprzeźroczyste, a z drugiej można było przez nie spoglądać. Niemowlę to pewnie modne ostatnimi czasy nawiązanie do tzw. "nieśmiertelnych dzieci". Ciekawe. Pozdrawiam!
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Dziękuję :D
Motywy ksiazki i obrazów będę jeszcze miały sporo do powiedzienia!
A co do inspiracji, to z Gildii czytalem tylko to, co jest i na forum, a więc chyba jednak nie inspirowalem się tym dziełem o którym mówisz :(
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Druga część poprzedniego "horroru". Czy to horror czy nie to mi cięzko powiedzieć... sami zobaccie czy to coś przeraża :) Polecam czytać w ciemnym pokoju wieczorem, bo to polepsza efekt.

Przy okazji: wszem i wobec ogłaszam, że robię sobie przerwę od Garretta. Mam naukę, trochę FMek, a ponadto jedno mega opowiadanie do wykończenia oraz książkę do napisania. Ponadto lekko ruszyło się z wydaniem mojej "Wieży Snów" i być może będę musiał na to jeszcze czas przeznaczać.
Niemniej Garrett nie ejdzie na urlop na zawsze :) Jeszcze wrócimy by was okraść ;>

THE BOOK
KSIĄŻKA
Prawdziwy złodziej wykorzystuje
przeszłość tylko do jednego celu ?
wychwytuje z niej nauki.
Sentyment, wspomnienia i rozczulanie
się nad dawnością to rdza na wytrychu.
KSIĘGA OPRYCHÓW


Złodziej ze złamaną ręką to martwy złodziej. Po pierwsze, grozi mu rychła śmierć głodowa, a po drugie każdy przeciwnik ma świetną okazję, by się pozbyć konkurencji czy zagrożenia. Jednoręki człowiek, nawet fachowiec, po prostu nie ma szans z dwurękim.
Nie może nawet za szybko uciekać.
Jedyną szansą jest bezpieczna kryjówka.
Plotki szybko się rozchodzą, dlatego czym prędzej opatrzyłem sobie jako tako rękę, wypiłem magiczny napój leczący i spakowałem się. Niby nie chwalę się swoim miejscem zamieszkania, ale nigdy nic nie wiadomo... są koty, co dokładnie obserwują kto i jakimi ścieżkami pokonuje Złodziejski Trakt.
Przeniosłem się tymczasowo do Nowej Dzielnicy. To niedawno ukończone budynki, zatem mieszkający tu ludzie jeszcze za dobrze się nie znają i pozostanę anonimowy. W przeciwieństwie do reszty miasta, gdzie każdy dom jest inni i przyklejony do stojących obok, tutaj kamienice pogrupowano w ładne, regularne kwartały z podwórkami, ogródkami i szerokimi dojazdami. Ot, ponoć symbol nowych czasów, tak mają wyglądać domy przyszłości. Nie wydaje mi się, by ludzie chcieli zawsze tak mieszkać, tracić indywidualność i musieć dzielić tak ciasną z przestrzeń z takim mrowiem konkurentów do świeżego powietrza.
Jednak w tej chwili mi to na rękę, nikt przynajmniej nie zwróci na mnie uwagi.
Ulokowałem się na jednym ze strychów, pośród wiszącego prania i różnych rupieci, na które zabrakło miejsca w mieszkaniach. Było tu maleńkie mieszkanko stworzone z myślą o biedocie, której nie stać nawet na oficynę. Tym razem jednak ja skorzystam...
Moje nowe ?lokum? składało się z pokoiku trzy metry na trzy metry oraz dachu ponad nim. To wszystko? w końcu to i tak meta przejściowa?
Na senniku rozłożyłem cały swój dobytek, jaki ewakuowałem. Musiałem się mocno oszczędzać i na przykład nie wziąłem łuku, bo niby jak miałbym go napinać? Nogą?
Z broni zabrałem tylko miecz, a resztę schowałem do skrytki w prawdziwym mieszkaniu. Póki mi ręka nie wyzdrowieje, postanowiłem rozwiązać tajemnicę ukradzionej książki. W końcu musi być coś warta, skoro trzymano ją w nawiedzonym sejfie.

No dobrze, otwórzmy tę trefną książeczkę i zobaczmy jakie skrywa tajemnice. Okładka... jest jednolita, bez żadnych ukrytych wsuwek czy innych kryjówek. Dalej... wszystkie strony jednakowo puste, ale zniszczone, poprzecierane, tłuste i napuchnięte, jak książka czytana wiele razy bądź gęsto zapisany zeszyt. Kiedyś słyszałam o podobnie wyglądającym dzienniku.... wystarczyło w nim coś napisać, a on odpisywał... zobaczmy!
?Złooo....dzieeee....jjjj?.
I nic...
Napis nie zmieniał się przez dobre pięć minut. To nie to... szukałem dalej... potrzymałem chwile kartkę nad świeczką, ale nikt tutaj nie użył soku z cytrusa. Tak samo pod światło nie było niczego widać. Do łachera...
Mijały godziny, a ja oglądałem każdą stronę z osobna... pod różnymi kątami, w różnym świetle... nawet na okładkę uroniłem krople krwi, by jakoś... no nie wiem... czasem to otwiera różne tajemnice.
Ale tutaj absolutnie nic się nie działo. Ta książka była pusta, idealnie pusta jak fabrycznie nowa kartka papieru.
Pusta jak w tej chwili mój przeklęty mózg! Do diaska! To nie trzyma się kupy! Nawiedzony dom, sejf, tajemniczy wolumin. I na co to wszystko? Dla jakieś nędznej pozłacanej okładeczki?!
Nie... to na pewno jest zagadka, tylko zbyt trudna.
Co ja gadam, nie ma zbyt trudnych zagadek!
Muszę znaleźć jakiś niekonwencjonalny trik... bo na razie myślałem tylko w sposób taki... szkolny, takiego rozwiązywania tajemnic uczy się każdy nastoletni złodziej. Muszę być ponad tym wszystkim? skupić się? i dotknąć drugiego dnia tego wszystkiego? tak jak w tym domu, tam też trzeba było być niekonwencjonalnym?
Co jest niekonwencjonalnego tutaj? książka pusta, ale na bank zapisana. Wytarto tekst? Niemożliwe by zrobiono to tak dokładnie.
Te litery trzeba? obudzić? potrząsnąć nimi, przyzwać je i kazać ujawnić siebie!
Tak!
Nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy, ale właśnie tak zrobię!
Dotknąłem kartki ręką, najpierw jednym palcem, a potem położyłem całą dłoń. Pomyślałem o literach? jak o Glifach? dawne, zagubione i zduszone wspomnienie? mistrz Seth, będący kimś, czyjej funkcji nie zdradzano. Ale był ważny, to wiedzieli wszyscy?

?nikt nie wie co to Glif? a przynajmniej nie wiedzą Ci, którzy myślą że wiedzą wszystko. Glify to nie zwykłe znaki, to nie hieroglify. W dalekich, północnych krajach, które niegdyś zwiedziłem? tam nazywają je Runami. Ich szamani potrafią je czytać i pisać, dzięki czemu mogą je zmuszać do ciekawych rzeczy? niekoniecznie takich jak my, którzy umiemy dzięki nim kształtować nasz realny świat? nie? dla nich to za mało, sztuczka ledwie. Oni używają do kontaktu z istotami dla nas niepojętymi? nazywają je bogami? czy to są bogowie? Tego nie wiem, ale na pewno nie są to istoty z naszego świata.
A więc by dotknąć Glifu? nie wystarczy go znać, z nim trzeba się porozumieć?

Tak mistrzu?

W takich chwilach żałuję, że lekceważyłem Strażników.
Ale tylko w takich?

Nagle usłyszałem kroki na schodach. Poderwałem się i chwyciłem miecz. Z moich informacji wynikało, że ten strych nie ma innych lokatorów? zresztą tylko ja miałem klucze, bo zmieniłem zamek na swój.
Ustawiłem się naprzeciwko wejścia.
Kroki zbliżały się, były coraz bliżej, zaraz ktoś podejdzie do drzwi. Kto? nie byłem w stanie rozpoznać postaci po dźwięku. Ani lekkie, ani ciężkie, ani szybkie, ani wolne? jednostajne, jakby ktoś szedł bezpieczną i dobrze znaną sobie drogą.
Puls mi przyśpieszył, pot zimną strużką drażnił skórę pleców. Co się dzieje? już pierwszej nocy ktoś chce mnie dorwać? Tak szybko mnie wyniuchali? Muszę się lepiej pilnować? uważać na ogony i ulotnić czym prędzej? ten ktoś zaraz otworzy drzwi.
Kroki nie zatrzymały się? o cholera, czyżbym zapomniał o drzwiach? O cholera?
Ktoś podszedł już bardzo blisko, już był tuż za drzwiami.
Już pewnie chwyta za klamką, ścisnąłem mocniej miecz w mokrej dłoni? drżałem cały i podrygiwałem w rytm uderzeń serca?

Drzwi uchyliły się? delikatnie i powoli? najpierw na szparę, a potem?
A potem nagle rozwarły się na oścież. Trzasnęło, a ja wbiłem miecz przed siebie? z całej siły, by zabić!

Nikt tu nie stał? wpatrywałem się w pustą ciemność, lekko rozświetlaną wątłą świecą.
Stałem przez chwilę ogłupiony? ogłuszony tą pustką?

Nagle spostrzegłem, że moja klinga jest cała we krwi?
Upuściłem ją. Brzęk stali o deski mnie rozbudził. Podniosłem go znowu i obejrzałem? krew? prawdziwie czerwona, o metalicznym posmaku i woni?
Drżałem, choć nie było zimno, a ja stałem tu sam. Co to wszystko znaczy? Czemu serce chce mi rozerwać ciało? Czemu ten miecz krwawi?

Usiadłem wstrząśnięty. Nienawidzę sytuacji, w których czegoś nie wiem? niewiedza jest najbardziej przerażająca? tylko jej się prawdziwie lękam, drżę na myśl o niej.

Powstałem i wyjrzałem na zewnątrz. Pustka... w kurzu brak innych śladów niż moje.

Duch?

Zamknąłem z powrotem drzwi.

Czuję, że nie zasnę tej nocy?

Nazajutrz słaniałem się na nogach, pod ciężarem tysięcy funtów piasku pod oczami. Owszem, nic więcej już się nie działo, a krew z miecza dała się normalnie zmyć, ale i tak nie byłem w stanie zmrużyć oka? poczucie zagrożenia skutecznie odstraszało sen. Zresztą? nie chciałem stracić czujności. Ponadto odezwał się ból w rannej ręce.

Wyszedłem na miasto buchnąć albo nawet kupić coś do jedzenia. Dobrym miejscem na załatwianie ?sprawunków? jest oczywiście byle rynek, ale ja postanowiłem zorganizować sobie coś lepszego i pójść do pubu. Jest taki jeden, nazywa się bodajże ?Noga Stołowa?, mają chamską obsługę, więc postanowiłem im pokazać jak właściwie traktuje się klientów.
W środku zapewne było pełno gości, szybko i łapczywie żrących tanie śniadania, więc podszedłem do tylnego wejścia.
Wyciągnąłem rękę, by chwycić klamkę.
I wtedy strzała wbiła się w drewno stopę wyżej.

Zasadzka!

Nie patrząc na cokolwiek rzuciłem się przed siebie. Biegłem, roztrącając ludzi. Nie wiedziałem konturów, jedynie kolory, które mówiły mi gdzie są przeszkody, gdzie droga.
Biegłem przed siebie, nie oglądając się. I tak mnie na pewno ścigają.
To tutaj! Ten zaułek! Będę bezpieczny!
Wbiegłem po schodach na mur, dziura, skooook...
Straciłem grunt i poczułem jedynie, że się turlam i spadam.
Bolesny upadek na plecy przywrócił mi świadomość... czułem straszny smród i widziałem pełno worków, a ponad sobą prostokąt nieba.
No tak... wylądowałem w kontenerze na śmieci.
Już chciałem coś zrobić, kiedy z powrotem znieruchomiałem. Bieg dwóch ludzi... zbliżył się, minął mnie i oddalał się szybko. Nie znaleźli mnie... wszak kto mądry by się ukrył w takim... syfie?
To przez tę cholerną rękę... zapomniałem, że mam ją nieruchomą i straciłem kontrolę w locie, a potem równowagę. Efekt... leżę po uszy w fekaliach i innym gównie... ktoś chciał mnie zabić? to nie nowość, ale muszę uważać, teraz jestem prawie bezbronny, zwłaszcza bez swojego łuku.

Dowlokłem się do domu i umyłem w znalezionej balii. Psiakrew... nie lubię takich małych porażek. Z jednej strony uratowałem skórę, z drugiej jestem wciąż głodny, a z trzeciej jakieś charty na mnie polują.
W biały dzień! Musieli mieć pewność, że jestem ranny i nie mogę się bronić.
Cholera... kto to mógł być?
Komu tak zależy, że czym prędzej zmontował ekipę i ją wysłał na tournee?

Wstałem, wytarłem się i ubrałem w coś świeższego. Teraz mając sprawną jedną rękę nawet umycie się i wypranie ciuchów to mordęga. Chyba będę musiał poszukać pomocy? czego nienawidzę. ?Umiesz liczyć, licz na siebie?? usłyszałem kiedyś tę dewizę i serdecznie wprowadziłem we własny życiorys? no chyba że potrzebowałem informacji. Tutaj wszelcy sojusznicy czy ?przyjaciele? bywają niezastąpieni.

Postanowiłem wrócić do badania książki, co wczoraj przerwała mi wizyta ducha. Usze sprawdzić, czy to domostwo jest nawiedzone... i wtedy podjąć decyzje o ewakuacji do innej mety.
Wtedy nie zwróciłem uwagi na pewien drobiazg, który dziś wprost rzucił mi się w oczy. Owa książka nie ma nawet wypisanego autora, właściciela ani tym bardziej symbolu manufaktury, która ją wyprodukowała.
Nigdzie, nawet śladu po logo czy tytule.
Znaczy to, że owa książka została stworzona jakaś metodą ?domową?, być może w ukrytych celach. Tylko w jakich?

Okładka gładka, niczym sztabka złota i o takim samym kolorze. Żadnych rys układających się w kształt, żadnych plam czy nawet wgnieceń. Gładkie lico niczym tafla zwierciadła.
Powstałem, by się przejść i rozprostować nogi, kiedy nagle?
?zderzyłem się z krzesłem.
Odskoczyłem jak oparzonym. Bloody hell! Co to jest?! Przecież ja nie mam krzeseł!
A jednak. Stało przede mną i drwiło w najlepsze z zaistniałej sytuacji. Drzwi były zamknięte na klucz!
Na wszystkich bogów! Co to znaczy do diabła?!
Nagle do mnie dotarł sens tego zdarzeniu. Ja nie jestem tutaj sam? tu Coś żyje? i chyba ma coś przeciwko mnie.
A to krzesło... brzmi jak ostrzeżenie. Proste, drewniane, ale złowrogie.
Nie mogę być niczego pewien, skoro tu się dzieją takie rzeczy. Muszę albo uciec? albo zawalczyć.
Wyciągnąłem z kieszeni flakonik z wodą świeconą i postanowiłem skroplić krzesło... tak by zobaczyć co się stanie.
Jednak jedną ręką ciężko było to zrobić i niepotrzebnie wylałem na swoje dłonie połowę płynu. Kręcąc głową drugą połowę zużyłem na meblu... ale nic się nie stało.
Czyżby duch odszedł?
Niedoczekanie twoje... psiakrew? zobaczymy kto kogo przestraszy!
Sięgnąłem po książkę?
?i gdy ją chwyciłem, to ona rozgrzała się nagle? papier zaczął blaknąć, pojawiły się płomyczki, a po chwili wolumin stał się wielką, purpurową pochodnią. Rzuciłem go na podłogę i cofnąłem się gwałtownie, patrząc na ogień, który zaczął zmieniać barwę na czerwoną.
Nagle, tak samo jak się zaczęło, tak się skończyło i przede mną leżała zwykła, porzucona i zmaltretowana od używania książka. Złoto z okładki znikło i została ciemna skóra. Delikatnie kopnąłem ją butem, ale nic się nie stało. Ośmielony nieco, dotknąłem czubkiem palca, a potem podniosłem. Była cała... i zimna. Otworzyłem ją?
Teraz każda strona była gęsto zapisana tekstem, ładnym, drobnym i kształtnym kobiecym pismem.
Nareszcie!
Już chciałem zacząć czytać, ale opamiętałem się? nie jestem tu bezpieczny!
Trzeba zmienić czytelnię.

Zabrałem książkę pod pachę i poszedłem czym prędzej do najbliższego zaułka. Zaczęło się już ściemniać? wszak nadchodził listopad i dni zdążyły wyraźnie ulec skróceniu.
Postanowiłem skorzystać z popołudniowego światła i usiadłem w kącie na jakiejś skrzyni.
Otworzyłem i zacząłem czytać. Po chwili przerzuciłem kilka pierwszych stron, potem znowu kilka? jakieś stare zapiski gospodarcze, rachunki oraz ?rzeczy do załatwienia?. To był notes organizacyjny? cholera, czyżbym ukradł czyjąś księgę rachunkową? To by wyjaśniało, czemu została schowana w sejfie, ale dlaczego u licha zabezpieczono ją czarem? I to takim?! Mającym w sobie coś złego? Złego?

Jest! Nareszcie coś ciekawego, zapisane w jakiejś połowie całości:

Marco do załatwienia
Jonathan - czegoś brakuje? chyba wstyd przeszkadza. On lubi szybkie

Ładnie? ładnie? kreatywne zarządzanie pani księgowej. O? kolejna notka, wygląda na sporo późniejszą:

Marco +
Jonathan nie wie, wszystko OK.
A brzuch rośnie! Przestaję się mieścić za biurkiem...

Hmmmm... to nieco zmienia obraz rzeczy. O co jej chodzi? czyżby jakiejś malwersacje matrymonialne? Cholera wie?
Nagle coś zaszeleściło, jak niepewnie postawiona na piasku stopa.
Coś się zbliża?
Schowałem książkę do kieszeni i wyciągnąłem sztylet. Nie wiem, co znowu za duch mnie prześladuje i czy takie zwykłe ostrze wystarczy, ale? nie mam innego wyjścia.
Kątem oka spojrzałem na mur za sobą? za wysoki, nie dam rady? nawet mając obie ręce sprawne?
Zimno? znowu mi zimno? teraz w uszy?
We need you? join us!
Podskoczyłem jak oparzony! Co to za zimny głos?!
Obróciłem się dookoła spanikowany? nie wiem jak walczyć? nie wiem jak się bronić? czyli jestem już pokonany?
W tej samej chwili jakiś cienie zasłoniły światło wpadające do zaułka od strony uliczki. Ujrzałem trzech drabów z nożami w rękach. Zakapturzonych, w rękawiczkach i czarnych skórzanych płaszczach.
Profesjonaliści?
Co robić? Gdzie uciec?
Chciałem sięgnąć po granat błyskowy, ale przypomniałem sobie, że zmieniałem ciuchy?
?czyli podpisałem własny wyrok śmierci.
Dwaj skrajni wysunęli się naprzód i powoli zaczęli się zbliżać, a środkowy wyszeptał:
-Nie stawiaj oporu, to wtedy będzie szybko i bezboleśnie. Rzuć broń!

Do łachera?

-Dobrze... ? odparłem i szybko cisnąłem przed siebie sztyletem. Teraz wypadki potoczyły się bardzo szybko. Puginał trafił środkowego w bark. Wrzasnął i zatoczył się. Podbiegłem do przodu i przekoziołkowałem pomiędzy skrajnymi. Krzyknąłem, gdyż naruszyłem złamaną rękę. Z bańki uderzyłem rannego w żołądek i nie oglądając się pobiegłem przed siebie.
Byle dalej, byle przeżyć.
Nie słyszałem za sobą pościgu...
Ale i tak biegłem?

Zdyszany i ledwo żywy wskoczyłem do znanej mi piwnicy. Nieistotne jakiej, grunt że była sprawdzona.
Padłem na ziemię dysząc ze zmęczenia... psiakrew? taki maraton. Ale musiałem mieć pewność?
Pić? marzyłem tylko o wodzie?
?i o tym, by ustał ból w tej przeklętej ręce!

Kiedy odpocząłem nieco, postanowiłem najpierw się zastanowić nad swoim położeniem, a potem wrócić do książki? jakoś mnie ciągnęła, delikatnie zachęcała, bym czytał dalej, zgłębiał ją i rozkoszował się tym. Ciężko było się oprzeć, dlatego wbrew sobie najpierw otworzyłem książkę, a martwić się postanowiłem potem.
Przewracałem strony, szukając jakiś ciekawych danych. Niestety, poza znalezionymi już fragmentami, cała reszta sprawiała nudne wrażenie.
Aż?

Wszystko się pieprzy? zrobił awanturę i zagroził mi. Skąd wiedział? Nieważne, musiałam go załatwić?
Brzuch jest gigantyczny, chodzę z trudem.

Cóż, na razie domyślam się czegoś takiego? była sobie kobieta, co miała męża czy kochanka? zabiła go i związała się z drugim. Ten odgadł jej przeszłość i się zbuntował? też go kropnęła. Tylko co u licha ma do tego ciąża?
Zrobiło się ciemno, zbyt ciemno by czytać. Ciekawe, że też akurat dziś Słońce tak szybko zaszło, kiedy mam coś do roboty. Wyjrzałem ostrożnie z piwnicy, kiedy poczułem zimno na karku? niczym dotyk trupiej dłoni.
Wzdrygnąłem się? to ostrzeżenie? powoli dotknąłem swojej szyi? poczułem coś lepkiego pod palcami. Spojrzałem na dłoń?
Krew? zimna jak lód?
Wielkie Nieba?
Zerknąłem do góry?
>kap<
kolejna krwista kropla spadła mi na czoło.
Ale nie wiem skąd, nic nade mną nie było.

Wyszedłem na zewnątrz. Iść gdzieś? robić coś? by nie zwariować?
Nie myślałem co robię? zbyt przerażony na jakikolwiek rozsądek. Moje myśli jak w jakimś pijanym, szalonym korowodzie kręciły się tylko wokół krwi? krwi zimnej, która mnie coraz bardziej zalewała. Nieważne gdzie stałem? czy pod dachem, czy na ulicy, czy gdzie? ciągle padał na mnie krwisty deszcz. Czułem się coraz słabszy, im bardziej czerwona stawała się moja szata i peleryna... każda kropla odbierała mi kroplę duszy? krew wszędzie? rzeźnia, masakra, jatka? sam się nią stawałem? oczy mi się zamykały?
Stanąłem pod latarnią? upuściłem książkę? otworzyła się na przypadkowej stronie? gdzie dużymi literami ktoś nagryzmolił:

NIE MOGĘ WSTAĆ Z ŁÓŻKA, BRZUCH ZA CIĘŻKI... CZUJĘ SIĘ SŁABA?

Identycznie jak ja teraz? czuję, że zaraz padnę twarzą na te strony i tak już zostanę?
?wiatr przewrócił kartkę:

TO ON WYSSAŁ ŻYCIE ZE MNIE... ZARAZ MNIE PRZYGNIECIE ZMIEŻDŻY SWYM CIĘŻAREM

No tak? brzuszek pokarał za grzechy? ale za co ja umieram?

Ktoś idzie? słyszę kroki? to pewnie kolejny skrytobójca, a ja nie mam siły nic z tym zrobić? ani uciekać, ani się bronić?
Chwycił mnie pod ręce i gdzieś prowadzi. Widzę tylko pojedyncze obrazy? wielka brama, ciemne wnętrza?
?misa z wodą?

AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!

Rzuciłem się na ziemię w konwulsjach. Piekła mnie cała skóra, jak od żrącej trucizny lub kwasu?
Krzyczałem, krzyczałem, a mój głos zwielokrotniany przez echo mnie ogłuszał?
I nagle wszystko ustało? Podniosłem się zaskoczony, obmacując ubranie. Ani śladu krwi? myślę jasno? czuję się silny? tylko ręka rwie nieludzko?

-Co się stało? ? szepnąłem
-Łaska Budowniczego Ciebie uleczyła, synu? - rzekł do mnie Młotowiec stojący obok. Zadrżałem zaskoczony jego obecnością, ale po chwili odpowiedziałem:
-Dziękuję? to już prawie mnie zabiło?
-Potężną klątwa miała twą dusze w szponach swych. Mój mistrz i kapłan zapewne zapragnąłby ciebie ujrzeć w swej komnacie. Udaj się tam proszę niezwłocznie... nie każ mu czekać.
-Dziękuję?
-Nie mnie dziękuj poczciwcze? lecz Budowniczemu, co swą łaską mi wskazał ciebie i dał narzędzije do ocalenia żywota twego. Ale idź już?
-Już? tylko proszę? przynieś do ans bracie książkę, co zgubiłem ją przy tej latarni, gdzie mnie znalazłeś. Jest ona dla mnie ważna.
-Dobrze. Idź już.
Miałem duszę na ramieniu, pukając do drzwi kapłana. Kto wie, czy kiedyś nie złożyłem już mu wizyty... tylko raczej na robocie. Wtedy miałbym całkowicie przechlapane... z deszczu pod rynnę.
Na szczęście ani ja go nigdy wcześniej nie widziałem, ani on mnie. Starszy jegomość w zwykłej czerwonej szacie, siedzący za biurkiem zawalonym książkami. Gabinet był przytulny, lewa półka cała zabudowana biblioteczką, a po prawej stronie łoże z baldachimem.
Za biurkiem płonący kominek.
Skłoniłem się, a on gestem wskazał mi wolne krzesło. Jak tylko usiadłem, odezwał się wysokim, lecz silnym głosem:
-Słyszałem o twym przypadku. To dość dziwna klątwa... co ją wywołało?
Zastanowiłem się chwilę, czy powiedzieć mu o książce. Uznałem ostatecznie, że problem mnie przerósł i potrzebuję pomocy fachowca:
-Książka z nawiedzonego domu. Ilekroć zaczynałem ją czytać, przydarzały mi się różne wypadki i atakował mnie duch?
Nagle wszedł braciszek z książką, podał przełożonemu i wyszedł bez słowa. Dziadek przejrzał ją, a ja zauważyłem, jak rozszerzają mu się oczy. Jednak gdy skończył, na jego twarzy znowu zapanowała równowaga:
-Może ciebie zdziwi... ale to ja odprawiałem pogrzeb tych dwóch nieszczęśników i prowadziłem śledztwo mające wyjaśnić zarówno ich śmierć, jak i ich zabójczyni? o czym dowiedzieliśmy się potem?
-Kim była?
-Helen Jaggdard, postać zagadka. Jednak ostatecznie udało nam się ustalić całą historię od początku aż do jej traumatycznego końca. Brzmi to banalnie? ów Marco był postawnym, wysokim i silnym mężczyzną, który niesamowicie imponował tym prostym niewiastom. Ach? nie wiem, zaprawdę powiadam ci, że nie wiem czemuż to Budowniczy w swym majestacie uczynił ludzi, a szczególnie białogłowy takimi nieroztropnymi. Helen chciała mieć potomka z Marco, jednak był on ubogim człowiekiem, w przeciwieństwie do Jonathana, zamożnego, lecz szpetnego i mizernego kupca. Postanowiła zatem, że spędzi noc z Marco, a ożeni się z Jonathanem. Jednak musiała wpierw się upewnić, że jest w brzemienna, potem zabić siłacza i ożenić się z kupcem, póki jej brzemię nie będzie nadto widoczne pod suknią.
-Chytre ? powiedziałem.
-Zgadza się ? przytaknął kapłan - jednakowoż nikczemne ponad miarę to. Jej plan wypełnił się zaskakująco dobrze, Marco już kuł żelazo dla Budowniczego, a Jonathan nieświadom krwawiącej duszy swej żony? szczęśliwy rozpieszczał ją swą sakiewką. Aż zauważył, ze jej brzuch rośnie szybko, zbyt szybko, biorąc pod uwagę datę ich nocy poślubnej. Potem dowiedzieliśmy się, że to nie tylko ów noc z Marco to spowodowała, ale i klątwa, kara za grzechy? jednakże zarówno on jak i ona byli pewni, ze oto wydało się cudzołóstwo Helen. Nie mogła ona tego tak zostawić? groziła jej cela w Cragscleft, więc zabiła męża, nim ten zdążył się wygadać komukolwiek. Tak oczyściła sobie życie, zdobyła jego majątek i mogła robić co zapragnęła. Ale gniew Budowniczego jest niepokonany, nie da się przed nim uciec. Ów brzemię, co powinno przydarzyć jej radości? wysysało ją jak pająk. Brzuch rósł do kolosalnych rozmiarów, aż był zbyt wielki i masywny, by mogła chodzić. Leżąc w łożu traciła coraz bardziej siły, aż stała się delikatną, a ciężar wielgachny. Zmiażdżył jej kręgosłup i utraciła władzę w nogach, a potem umarła z osłabienia. Ponieważ cała sytuacja wydawała się trudna do dania wiary, pokroiliśmy jej ciało, a ja sam przy niej asystowałem. To, co rosło na jej łonie nie było ani człowiekiem, ani nawet demonem. Posiadało ostre zęby jak u niedźwiedzia, wilcze pazury oraz pajęczy, nabrzmiały odwłok. Nie wiedzieliśmy jak bardzo jest przeklęte, więc użyliśmy najcięższej metody oczyszczenia: chrzest metalu.
-Co to jest? ? spytałem zdziwiony
-To ostateczne, najsilniejsze z możliwych, oddanie się pod łaskę budowniczego. Zanurzenie w żywej, poświęconej stali przeznaczonej do wytopu młotów. To zaszczyt w ten sposób pogrzebać swe zwłoki, a ona w niczym na to nie zasłużyła. Uznaliśmy jednak, że tak będzie bezpieczniej.
A więc mówisz młodzieńcze, że dotknęła ciebie klątwa z tej książki. W czasie śledztwa uznaliśmy ją za niewinną, gdyż pustą ją zastaliśmy. Jednakowoż... tobie udało się ją skłonić do mówienia. Jakżeś to uczynił?
-Wodą święcona.
-Musiałeś coś jeszcze zrobić, bo i my świętą wodą działaliśmy. Ale nieważne? już nikomu nie zaszkodzi? - w tej samej chwili rzucił ją do ognia, gdzie błyskawicznie spłonęła w niebieskim ogniu. Tak szybko, że po zaledwie kilku chwilach nie pozostał po niej żaden ślad? tylko błękitny dym.
-To okropne, że takie demony zamieszkują ziemię? cóż, dziękuję ci nieznajomy, że zaufałeś Młotowi. Bywaj już teraz szczęśliwy?

Faktycznie, tym razem wyjątkowo nie dałem rady samemu wygrać. Również medyczna pomoc szpitala Młotodzierżców bardzo pomogła mojej ręce, znowu jest taka jak przedtem. Mnich, co się mną opiekował rzekł, że gdybym ją dalej leczył swoją metodą, byłaby krótsza o całe dwa cale!
Równocześnie miałem spokój od zamachowców, na zadziwiająco długo. Ich wcześniejszą? ?aktywność? też w jakiś niewytłumaczalny sposób da się zwalić na klątwę.
Mogłem wrócić do swego prawdziwego domu? choć trochę opustoszałego. To, co tylko przedstawiało jakąkolwiek wartość, a nie zostało schowane w skrytce przepadło. Cóż? jedyną satysfakcję miałem z tego, że wszystko wskazywało, że robotę u mnie miał jakiś fachowiec. Nie pozostawił żadnych śladów, nawet mnie uszkodził zamka u drzwi.
Zapowiadają się chude miesiące?
Ale tak na serio na pocieszenie pozostała mi jedna myśl. Otóż kapłan powiedział, że sama woda święcona nie powinna dać efektu? czyli musiałem użyć czegoś jeszcze. Co to było... ta modlitwa? Nie wiem? cokolwiek, to jednak dodała mi jakiś jeden ukryty atut.
A je warto kolekcjonować.
Obrazek
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Edversion »

Przeczytałem już wczoraj ale dopiero dzisiaj stać mnie na recenzję. ;)
Opowiadanie dobre, bardzo mnie zaciekawiło. Czekałem z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń i wyjaśnienie całej sytuacji.
Opowiadanie jedyne w swoim rodzaju, na tym forum nie ma podobnego. Zrobić z Garretta bohatera tępionego przez jakiegoś demona. :ok
Tak. Jest to swojego rodzaju horror połączony z kryminałem, chociaż końcówka troszkę mnie rozczarowała. Miałem nadzieję, że to Garrett odkryje o co chodzi, a wyjaśnił mu to jakiś Młotowiec, do którego ten oczywiście wpadł przypadkiem (tani chwyt, gdy się już pisać nie chce, znam to ;) )
Ale ogólnie trzyma poziom! :)
ODPOWIEDZ